czwartek, 1 stycznia 2015

ROZDZIAŁ VIII

~Pewna córka Ateny i ja, chcielibyśmy życzyć wam wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku! Wow mamy już 2015! Dobra koniec mojej podniety. Przed sobą macie speszial rozdział napisany wraz z cudowną i mega utalentowaną (zazdrośćmy jej wszyscy talentu pisarskiego!) MERR. Tak nasza wspaniała Merr zgodziła się ze mną napisać ten rozdział. Bardzo Ci za to dziękuję, więc razem z Mary zapraszamy was do czytania i komentowania. Tak, tak szukam bety ;-; ~




    Sylwester w Obozie Herosów to dosyć specyficzne święto. Półbogowie, nawet całoroczni, wyjeżdżają wtedy do swoich rodzin, żeby z nimi celebrować rozpoczęcie Nowego Roku. Jeżeli ktoś chce jednak zostać, Chejron zwykle nie widzi sprzeciwu. I nigdy nie protestował, aż do tego roku, kiedy okazało się, że został wezwany na Olimp.
                Nawet Annabeth, która zwykle wiedziała o wszystkim bezpośrednio od centaura, nie została dopuszczona do kręgu wtajemniczonych. Dostała jedynie nakaz opuszczenia obozu, co natychmiast przekazała wszystkim całorocznym, którzy zamierzali spędzić Sylwester w Obozie Herosów. Wtedy do gry wkroczył Percy, który w tym roku już oznajmił swojej mamie, że tym razem zabawa Nowo Roczna będzie dla przyjaciół, nie dla rodziny. Do prośby dołączyli Frank, Hazel, Reyna, Piper i Jason. Chejron, choć niechętnie, w końcu ustąpił, kiedy Nico di Angelo i Will Solace zastosowali na nim jakiś dziwny zabieg maślanych oczu i tej swojej gejowskiej magii. W dodatku poparł ich Nick Mortem, kolejny idiota od Hadesa, który myśli, że jak założy glany, to wszystko mu wolno.
                Mike nienawidził ich wszystkich, zwłaszcza Nico i Willa. Nie zasługiwali na nic, na co im pozwalano. Byli parą debili, którzy myśleli, że jakieś zboczenie seksualne czyni ich lepszymi i przez to zasługują na tolerancję. Według Mike'a było wręcz przeciwnie.
                Dzień przed zabawą zrobił to, co planował od bardzo dawna - poprosił swoją matkę o pomoc. Nemezis wydawała się jedyną boginią, która mogła mu ułatwić zemstę, a wszystko, co wystarczyło zrobić, żeby to ułatwić, to ją do tego przekonać. Jako jej syn, Mike nie miał z tym większych problemów.
                 Nemezis przyrzekła mu zemstę na Nico i Willu. Obiecała, że przyszykuje też coś specjalnego dla Nicka, który ośmielił się nazwać Mike'a homofobem. Mike wolał określenie "nieprzyjazny innym orientacjom seksualnym", jeżeli chodzi o nazewnictwo. Nie dlatego, że nie zgadzał się z terminem "homofob". Po prostu nie lubił, jak go tak nazywały osoby, których nienawidził, a Nick się do nich zaliczał.
                W przeddzień Nowego Roku szare oczy Mike'a z szyderstwem przypatrywały się przekomarzającym się chłopakom. Ten dzień miał przynieść im wstyd i ból, a przede wszystkim wymazać na zawsze z ich pamięci zboczenie, jakiego ośmielili się dopuścić.

Gdy Hostibus obserwował parę, przypomniały mu się te czasy, kiedy jego najlepszy przyjaciel okazał się gejem. Mike był wtedy w drugiej klasie gimnazjum i nie mógł się z tym pogodzić. Zerwał kontakt z Yanem, tym homoseksualistą, i przyrzekł sobie raz na zawsze, że nigdy nie pozwoli by w jego życiu lub otoczeniu znajdowały się związki homoseksualne. Nie wiedział, dlaczego zareagował tak emocjonalnie na orientację chłopaka. Może istniał cień szansy, że on sam... Nie. On zawsze był hetero.
    Mike zamknął oczy i wrócił do swojego domku dzieci Królowej Zemsty.
                                                       * * *
    Nico siedział nad jeziorem wraz z Willem. Siedzieli na jego brzegu, mocząc stopy w mulistym brzegu.
- Już jutro Nowy Rok. Mam nadzieję, że mój prezent ci się spodoba. - Mówiąc to, Will wrzucał kamyki do wody.
- Mówiłem ci już, że nic nie chcę. Byliśmy ostatnio w kinie, nie pamiętasz? - Nico z uśmiechem wspominał ostatni piątkowy wieczór. - To był najlepszy prezent, innego już nie potrzebuję.
- Tak, ale to był prezent od Nicka - sprostował Will. - Sam ci powiedział, że to dla niego drobiazg.
Will naprawdę tak uważał. W końcu najadł się tyle popcornu, że zapas wystarczyłby mu na całe życie.
    Nico nie odpowiedział, bo myślał nad jedną rzeczą, której trochę się obawiał. Podczas zabawy miał się pojawić w obozie Percy. Nico niby powiedział swojemu chłopakowi, że syn Posejdona był kiedyś idolem Nico, ale mimo wszystko bał się tego spotkania.
 - Wiesz, chyba pójdę już do trzynastki. Głowa mnie boli - skłamał czarnowłosy.
- Pójść z tobą? - zapytał Will z błyskiem w oku.
- Muszę sam nad czymś pomyśleć - wykręcił się Nico. Pocałował chłopaka w czoło, po czym udał się do swojego domku, pozostawiając Willa przy jeziorze.
    Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazały się muskularne plecy jego brata, a na nich tatuaż. Trzy kruki, dwa czarne i jeden biały. Miały one oznaczać inność ich właściciela. Chłopak miał na sobie spodenki do ćwiczeń i czarne trampki. Burzooki odwrócił się do Nico.
- Idę biegać - mówiąc to, włożył na siebie czarną koszulkę. - Jakbyś mnie szukał, jestem w lesie - mrugnął do di Angelo i wybiegł z trzynastki.
    Nico położył się na swoim łóżku, do jego głowy zaczęło napływać milion myśli.
Następnego dnia Nico obudził się pełen złych przeczuć. Miał wrażenie, że to nie będzie jego najszczęśliwszy dzień w życiu, chociaż powinien być; w końcu był trzydziesty pierwszy grudnia, Sylwester. W dodatku nie taki sobie zwykły Sylwester, ale pierwsza Noworoczna zabawa, który miał spędzić razem z Willem. Mimo tego Nico nie mógł odpędzić od siebie pesymistycznych myśli. Chociaż jego przeczucia zwykle się sprawdzały, miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
                Leniwe przeciąganie się Nico na łóżku zepsuły mu krzyki dochodzące z zewnątrz. Di Angelo odsunął czarną zasłonę i wyjrzał przez okno. Dreszcz przebiegł mu po plecach.
                Zeskoczył z łóżka, ubrał się w pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, jakie wpadły mu w ręce, po czym wybiegł z trzynastki na łeb na szyję, budząc przy okazji jeszcze śpiącego Nicka. Jeszcze nie zdążył powiedzieć słowa, a już został otoczony przez znajome ramiona.
                  - Dzień dobry! - powiedział mu do ucha śpiewnym głosem Will. - Co tak wcześnie?
                Nico odsunął się, posyłając nikły uśmiech chłopakowi.
                - Hałas.
                - Przenika przez twoją trumnę?
                - Nieśmieszne, Solace - szturchnął go Nico.
                Przez ramię spojrzał na przybyszów. Jason pomagał Piper zejść z Groma. Był nieco wyższy, niż Nico go zapamiętał, ale poza tym w ogóle się nie zmienił. Obok nich Hazel, siostra Nico, wygrzebywała z włosów przemienionego chwilę temu z orła Franka pióra. Reyna stała dumnie wyprostowana, a jej psy po jej dwóch stronach jak kamienni strażnicy. I wreszcie, na szarym końcu, dwie najbardziej rozpoznawalne w świecie półbogów sylwetki - Percy Jackson i Annabeth Chase.
                Nico poczuł, jak w jego gardle staje gula. Niemal się zachłysnął, gdy dobiegł go głos syna Posejdona:
                - Hej, Nico! Jak żyjesz, stary?
                Nie zamierzał krzyczeć, ale głupio byłoby nie odpowiedzieć. Skinął więc na Willa, żeby ten poszedł za nim. Zdziwiony Solace posłusznie podreptał za swoim chłopakiem, szeptem domagając się wyjaśnień.
                Szczerze mówiąc, Nico też chciałby się od siebie dowiedzieć o paru sprawach. Na przykład o tym, kiedy zamierzał powiedzieć Willowi o swojej dawnej fascynacji Percy'm, zanim Will się spostrzeże, że coś jest nie tak.
                Później, obiecał sobie w myślach. Do wieczora jeszcze kilka godzin.

***
                Mike obserwował zza drzew, jak di Angelo i chodzący za nim jak piesek Solace witają się z przybyłymi herosami. Mike czuł ukucie zazdrości, nigdy nie miał wielu znajomych. Co dopiero przyjaciół.  Widząc tą cała sielankę Hostibusowi chciało się rzygać.
                                                    * * *
    Nico rzucił się na szyję siostrze, która prawie co się przewróciła.
-Cześć, Hazel - Chłopak pocałował dziewczynę w czoło. - Tęskniłem - Wyszeptał. - Kod 236 - Powiedział naj ciszej,  jak potrafił.
    Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem znaczącym "później". Gdy wszyscy się już przywitali, zaczęli zmierzać do swoich domków. Nikt poza jedenastką herosów nie znajdował się na terenie Obozu Herosów. Nico myślał, że będzie to bardzo spokojny Sylwester. Jeśli coś z życia herosa może być spokojne. Percy wraz z Annabeth udali się do domku numer trzy. Piper oraz Jason udali się do jedynki. Frank już chciał udać się z Hazel do domku Aresa, lecz ta powiedziała, że musi porozmawiać z bratem. Chłopak wraz z Reyną udał się do domku boga wojny. Dziewczyna spojrzała tylko na brata i jego rękę zaplecioną w rękę Willa i pewnym krokiem ruszyła do domku numer trzynaście.
    Otworzyła drzwi, oczom ich trojga ukazał się Nick Mortem, stojący przed swoim łóżkiem w czystym ubraniu.
- Cześć, jestem Hazel, jestem córką Plu... - Dziewczyna nie dokończyła, Mortem uściskał swoją siostrę.
- Wiem kim jesteś Hazel, gdy twoja dusza znajdowała się w Podziemiu, codziennie ją obserwowałem.  Starałem się ją uchronić, ale co tam jesteś moją siostrą. To chyba normalne. Dobra gdzie ten wasz syn Posejdona, chcę poznać swojego krewnego - Szatyn wyszedł z domku, zostawiając  trójkę herosów, oszołomionych tą rozmową.
    Żaden heros nie ruszył za nim. Po chwili oszołomienia cała trójka doszła do siebie.
- Wow – Powiedziała Hazel, podchodząc do okna i patrząc na swojego brata, zmierzającego ku domkowi numer trzy. -  Jak wam się wiedzie? – Zapytała.
- Jak widzisz – Powiedział Nico podnosząc swoją lewą rękę. Była ona spleciona wraz z prawą ręką Willa.
- Ja się chyba nie przedstawiłem, Will Solace, syn Apollina – Złotowłosy puścił rękę swojego chłopaka i wyciągnął ją w stronę centuriona V kohorty. – Miło mi cię poznać.
- Mnie też – Hazel uścisnęła rękę niebieskookiego – Hazel Levelque, córka Plutona. Siostra Nico, ale to chyba wiesz – Dziewczyna czule się do niego uśmiechnęła. Will odwzajemnił uśmiech.
- To co, może oprowadzimy naszych rzymian po obozie? – Zapytał Nico. Złotowłosy przytaknął. Trójka herosów wyszła z trzynastki, zmierzając w stronę domku numer pięć.
    Po godzinie oprowadzania i opowiadania o Obozie Herosów, Frank, Hazel, Reyna, Will i Nico mieli dość. Udali się więc do pawilonu jadalnego. Przybyli akurat na czas obiadu. Przy stoliku numer trzy siedziała Annabeth wraz z Percy’m i Nickiem. Natomiast Mike siedział przy stole swojej matki. Piątka herosów przysiadła się do nich. Annabeth jadła tarte ze szpinakiem, Percy zajadał się pizzą, a Nick powoli skubał swoje krewetki.
- Jak ty możesz to jeść, przecież to dzieci naszego…znaczy mojego ojca, a twojego ileś tam pra dziadka! – Annabeth przewróciła oczam. Percy nadał patrzył na talerz Mortem i powtarzał w kułko te same słowa. – Nie wierzę.
- Percy – Powiedział Nick wkładając sobie krewetkę do ust. – One, są, pyszne.
- Ann, kochanie, czy to jest tak jakby ,matka jadła swoje dzieci? – Zapytał Percy z buzią pełną włoskiego placka z dodatkami.
- Nie, Glonomóżdżku – Powiedziała Annabeth, widocznie znudzona tą rozmową. Spojrzała błagalnym wzrokiem w stronę piątki herosów. Gdy już usiedli, wszyscy zamówili sobie to na co mieli ochotę. Na talerzu Reyny pojawiła się sałatka z fetą i oliwkami, Frak zajadał się wołowiną, Hazel powoli jadła owoce, Nico zajadał się zupą krem z brokułów, a natomiast Will zajadał się rybą. Wyglądała ona jak łosoś.
- Kolejny, który je rybę – Oburzył się Percy. Całe grono nastolatków przy stole Posejdona zaczęło się śmiać. – Powiedziałem coś nie tak? - Zapytał syn boga mórz.
- Czy możecie rozmawiać trochę ciszej? – Zza ich pleców, dobiegł ich głos Hostibusa.
- Przepraszam masz jakiś problem? – Zapytał Nick, odwracając się w stronę syna Nemezis.
- Mam i to wiele, właśnie na nie patrzę. Jak widzę nie da się spokojnie zjeść – Chłopak wstał wziął swoją miskę z zupą i udał się w stronę swojego domku.
- Kto to był? – Zapytała się Reyna, po raz drugi od przywitania.
- Taki jeden kretyn, nie przejmuj się nim – Powiedział Nick i uśmiechnął się do Pretorki Rzymu. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, rumieniąc się przy tym.
    Podczas dalszego spożywania obiadu oraz rozmawianiu na dziwne tematy. Nick spoglądał na Reynę, a ona na niego. Jednak gdy ich spojrzenia się spotykały oboje opuszczali głowy, udając że wracają do jedzenia.
Nico podglądał ich ukradkiem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nie mógł uwierzyć, że jego brata w końcu zainteresowała jakaś dziewczyna na tyle, żeby bał się odpowiedzieć na jej spojrzenie. To oznaczało, że Reyna go zaintrygowała.
Nie wierzył, że wszystko układało się tak idealnie. Percy jak zwykle zapewniał wszystkim rozrywkę, przekomarzając się z Annabeth. Hazel była miła jak zawsze, a przy Franku wprost promieniała. Jason poszedł z Piper do Jedynki, gdzie pewnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. A Nico... On miał Willa. Patrząc na Solace'a myślał o tym, jaki jest w tym momencie szczęśliwy.
- Co jest? - spytał syn Apolla, marszcząc brwi.
- Nic. Zupełnie nic - odpowiedział Nico z lekkim uśmieszkiem.
Will ścisnął jego rękę, po czym wrócił do zajadania ryby pod nieufnym spojrzeniem Percy'ego.
Nico, nadal w dobrym nastroju, rozejrzał się po jadalni. A wtedy uśmiech mu zrzedł, bo zobaczył stojącego nieopodal Mike'a. Pod jego stopami leżała rozbita miska.
Syn Hadesa nagle poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Wstał z miejsca i ruszył w stronę Hostibusa, ale ten pokręcił głową. Nico się zatrzymał. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem - Nico spoglądał na chłopaka ze zdziwieniem, syn Nemezis z nienawiścią.
- Hej, Nico! - zawołał Will ze śmiechem. - Chcesz trochę łososia?
- Nico nie będzie jadł łososia! - oburzył się Percy.
Syn Hadesa odwrócił na chwilę wzrok od Mike'a, włączając się w spór. Kiedy rozejrzał się ponownie, syn Nemezis zniknął. Nico zdziwiony wrócił do stołu. Usiadł i oszołomiony nagłym zniknięciem Hostibusa, przewrócił swoją miskę z zupą.
- Hej Nico, wszystko dobrze? - Zapytał Will, łapiąc rękę swojego chłopaka.
- W najlepszym - Odpowiedział czarnowłosy. Dziwnie się czuł, miał wrażenie, że jego mózg przestaje pracować. - Posprzątam po sobie.
- Ale Nico, talerze same się pozbierają - Złotowłosy wstał łapiąc za ramiona di Angelo. Inni herosi przestali jeść. - Może chcesz się położyć? - Zapytał Will. Zawsze kiedy Nico się źle czuł, jego głos się zmieniał. Stawał się bardziej troskliwy, a jego właściciel bardzo nerwowy.
- Spokojnie, posprzątam po sobie i Mike' u.
- Nico, napewno wszystko w porządku? - Zapytał Nick, wstając. Co dziwne Reyna też wstała. Obydwoje wymienili wstydliwe spojrzenia.
    Lecz Nico nie zwracaj na nich uwagi, uwolnił się z uchwytu Willa i ruszył w stronę miski Hostibusa. Czuł,  że musi ją podnieść. Wszystkie oczy były skierowane ku niemu. Metalowe psy Reyny zaczęły warczeć. Nico czuł jeszcze większe otumanienie w swojej głowie.
- Nico nie dotykaj tego! - Krzyknęła Reyna i ruszyła w stronę chłopaka.
    Lecz Nico był szybszy dotknął miski. Gdy jego palec dotknął naczynia, zamieniłą się ono w jego największy koszmar. Przed nim, nie wiadomo skąd pojawił się najgorszy pies. Trzy głowy Cerbera były skierowane w jego stronę.
- Nie! Nico odsuń się od niego! - Krzyknęła ponownie Pretorka i zaczęła biec w stronę czarnookiego. Nick był jednak szybszy złapał ją w pasie. Ta zaczęła się wiercić i kopać burzookiego.
- Nico cień! - Krzyknął Nick, nie wypuszczając dziewczyny ze swojego uścisku.
    Percy odetkał Orkana i natarł na stwora. Nico przypomniał sobie o radzie brata i skoczył cieniem, oddalając się od piekielnego psa o parę metrów. Cerber zawarczał.

- Will, biegnij do jedynki po Piper i Jasona - Powiedziała spokojnie Annabeth. Nico zawsze podziwiał spokój dziewczyny w tak krytycznych sytuacjach. Will puścił się biegiem w stronę obozowych domków.