niedziela, 22 marca 2015

ROZDZIAŁ IX

~ Hejo,
Tak wiem minęło dużo czasu. Szczerze, nie miałem czasu ani pomysłu na ciąg dalszy. Pewnego dnia dostałem olśnienia. Chciałbym Was przeprosić za tak długi okres oczekiwania ;-; Chciałbym również podziękować najwspanialszej redaktorce świata, za wszystko. Za to, że to czyta i się ze mną męczy, za mój brak przecinków, za fermentacje i całą resztę. Naprawdę Dario, wielkie dzięki mój Mistrzu ( tak będzie z dużej litery). Was chciałbym zaprosić do czytania i komentowania ;)
P.S Jak widzicie duże zmiany graficzne. Czemu Logan> Nie pasował mi nigdy do Persiaka natomiast do Nico. Stąd właśnie moja decyzja. Oceniajcie króliczki ~




 Ta noc była jedną z trudniejszych dla Nico, gdyż pomimo wielu prób nie był w stanie zasnąć. Ze znudzeniem wpatrywał się w sufit. Dzisiaj był dzień egzaminu, najważniejszego z egzaminów. Czarnowłosy zamknął oczy. W pamięci przywołał wydarzenia Sylwestra sprzed ośmiu lat, kiedy to Cerber zaatakował Obóz Herosów. Zobaczył oczyma wyobraźni zakrwawione ręce Willa na swojej ranie. Strugi światła słonecznego przywołane przez blondyna do palców, a także jego gorzkie łzy spadające na twarz Nico. Zakrwawioną twarz jego brata klęczącego nad ciałem Reyny. Annabeth próbującą odciągnąć Percy’ego od jednej z paszcz gigantycznego psa. Hazel lecącą na wielkim orle. Piper nieudolnie walczącą z bestią. Jasona ze złamaną nogą na polu truskawek. Emocje, które wtedy czuł wróciły do niego w jednej chwili: gniew, ból, strach. Nie. "To już się wydarzyło, nie możesz do tego wracać", pomyślał Nico. Otworzył oczy i spojrzał na chrapiącego obok Willa, innego niż parę lat temu. Dorosłego chirurga  pediatrii z lekkim zarostem na twarzy, potarganymi włosami i niebieskimi oczami. Nico wstał z łóżka i otworzył drzwi po lewej stronie małej sypialni, w której oboje spali. Było to małe mieszkanie na Manhattanie wynajmowane przez herosów na okres studiów bruneta. Kawalerka miała mały aneks kuchenny, łazienkę i mały pokoik, który służył jako sypialnia kochanków. W salonie stała dwuosobowa kanapa z szarego materiału, naprzeciwko niej na ścianie wisiała mały telewizor plazmowy. Mała kuchnia z jasnego drewna i dębowym blatem. Po całej podłodze rozchodziły się sękate deski z ciemnego drewna. Podłoga była gładka lecz wypukła w miejscach sęków. Nico nie lubił po niej chodzić boso bo częstą wchodziły mu drzazgi w palce u stóp. Na białych ścianach wisiały wspólne zdjęcia Willa i Nico. Jedyne okno w tym pomieszczeniu ukazywało widok na ruchliwą ulicę. W skład małej łazienki wchodził najzwyklejszy prysznic, umywalka i toaleta. Nad kranem wisiało prostokątne lustro z czarną ramą. Łazienka była obłożona szarymi kafelkami. W sypialni nie było za dużo miejsca. Zmieściło się w nim łózko, które i tak stało przy ścianie, i szafa. Podłoga była wyłożona śnieżnobiałym dywanie. Lubił po nim chodzić, gdyż był bardzo miły w dotyku. Lampa, która stała w kącie nadawała pokojowi intymności. Białe drzwi niemal zlewały się ze ścianami o identycznym kolorze.
    Nico wszedł do łazienki. Przetarł oczy i spojrzał w lustro. Zobaczył w nim mężczyznę, którego nie znał. Miał krótko przystrzyżone boki głowy z niesforną, długą i gęstą grzywką opadającą w każdą stronę twarzy. Dawniej czarne, teraz szare oczy podkreślały trupią karnację. Mały nosek zamienił się w krzywy nos. Lekki ciemny zarost idealnie pasuje do średniej wielkości ust. Zdjął koszulkę i spojrzał na swój nagi tors. Pierwsze co rzuca się w oczy to tatuaż w kształcie lecącego kruka na klatce piersiowej. Druga rzecz to to, że nie jest już tak wysportowany jak parę lat temu po otrzymaniu Piętna Hadesa. Ów urok minął po roku. Młody mężczyzna zdjął bieliznę i wszedł pod prysznic. Zimny prysznic to najlepszy sposób na odprężenie się przed testami na koniec ostatniego roku. Obrona doktoratu. Kryminalistyka jest teraz najważniejsza. Rodzaje śmierci – znał na pamięć. Pierwsze zimne krople wody spadały na włosy Nico. Sposoby morderstw – też. Kodeks karny – znany do perfekcji. Całe jego ciało było już mokre i zimne. Do głowy chłopaka zaczęły napływać wspomnienia. Spacer po parku z przyjaciółmi. Rocznica bycia z Willem. Upadek z klifu ( to był dziwny dzień). Obiad w Podziemiu z Hadesem, Persefoną, Apollem, Demeter i Willem ( owsianka latała…). Atak cybokotów, głupie metalowe konserwy na szprotki… Nico sięgnął po żel pod prysznic i zaczął mydlić swoje ciało. Gdy już skończył, opłukał się i wyszedł spod prysznica. Wytarł włosy, owinął ręcznik wokół ciała, wsunął na stopy japonki Willa i wyszedł z łazienki. Kiedy znalazł się w kuchni wstawił wodę w czajniku i zaczął szykować sobie śniadanie. Will najprawdopodobniej wstanie dopiero za dwie godziny, więc uznał, że zrobi kawę tylko dla siebie. Wyciągnął kubek z szafki i wsypał do niej dwie łyżeczki rozpuszczalnej. Gdy woda się zagotowała czarnowłosy zalał brązowy proszek. Wsypał trochę cukru, wlał odrobinę mleka i usiadł na drewnianym blacie sącząc aromatyczny napój. Gdy mężczyzna wypił kawy do połowy kubka, wstał i poszedł się ubrać. Syn Hadesa włożył na siebie czarne, obcisłe spodnie,  trampki i  bluzę z szarymi sznurkami.  Umył zęby, zarzucił torbę z notatkami i wyszedł z domu. Schodząc po schodach wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął odczytywać SMSy. Telefony wśród herosów? Tak, najnowszy wynalazek dzieci Hefajstosa. Działa jak normalna komórka tylko, że nie ściąga potworów. Teraz każdy heros może się ze sobą kontaktować. Nico założył kaptur i otworzył duże szklane drzwi w holu wejściowym prowadzące na ulicę. Dwudziestotrzyletni heros ruszył przed siebie w stronę przystanku autobusowego, którym bez problemu dojedzie pod samą swoją uczelnię. Przystanek był typowy dla tej dzielnicy miasta. Dwa duże kawałki blachy i czerwony daszek, standard. Kiedy autobus przyjechał, mężczyzna do niego wsiadł, skasował bilet i zajął pierwsze lepsze miejsce przy oknie.
    Po wysiadce na odpowiednim przystanku, Nico przeszedł parę metrów i znalazł się przed wielkim kamiennym budynkiem. Szara konstrukcja nie zapraszała do środka, a brudne okna w niczym nie pomagały. Czarnowłosy jednak lubił tutaj przychodzić. Wziął wdech i wszedł do środka budynku.

*

    Szósta dwadzieścia trzy. Nico miał tylko siedem minut do końca egzaminu doktoranckiego z kryminalistyki, a wciąż myślał nad ostatnim pytaniem. Chłopak nie mógł sobie przypomnieć tej ostatniej kartki ze swoich notatek. Na dodatek wciąż myślał o swojej pracy doktoranckiej, która leżała na stole. Nico poluzował kołnierz koszuli, którą włożył po przyjściu ja uczelnię. Spojrzał na swojego egzaminatora. Jego pomarszczona twarz jakby prześwietlała Nico od stóp do głów. Jego wzrok był tak przenikliwy jak wzrok Chejrona. Gdy Nico tylko spojrzał w jego szmaragdowe oczy od razu znalazł w nich odpowiedź na pytanie. Szybko naskrobał odpowiedź na kartce, oddał egzamin, spojrzał ostatni raz na swoją prace i szybkim krokiem wyszedł z obskurnej sali. Zamykając za sobą drzwi Nico poczuł ulgę. To koniec? Zero nieprzespanych nocy nad książkami? Był tego niemal pewny. Młody di Angelo szedł korytarzem uczelni, gdy ktoś od tyłu zasłonił mu dłońmi oczy. Dobrze znał ten ciepły i delikatny dotyk towarzyszącym zapachem gumowych rękawiczek i mydła w płynie. Will. Nico przystanął i uśmiechnął się pod nosem.
- Zgadnij kto to – Powiedział wesołym głosem blondyn.
- Percy? – Odpowiedział zaczepnie Nico i szybko się obrócił przy tym uwalniając się z tymczasowej „ślepoty”.
- Jesteś tak słaby w tę grę czy jedynie udajesz? – Kiedy to mówił na czole Willa pojawiła się mała zmarszczka. Ukazywała się zawsze gdy Solace’a coś ciekawiło.
- Nie myśl tak długo bo twój mózg wybuchnie! – Zaczął żartobliwie Nico.
- Ej! W moim gabinecie nie dostałbyś naklejki dzielnego pacjenta oraz lizaka – Wypowiadając to zdanie w głosie chłopaka było słychać trochę dumy. Nico złapał partnera za rękę.
- Jak ci poszło? Jak pytania?
- Później ci opowiem, teraz nam się śpieszy – Nico zacisnął mocniej rękę na ręce Willa i pociągnął go za sobą. Gdy obaj wybiegi na ulicę czarnowłosy stanął na palcach i lekko dotknął ustami, ust Willa. Odwrócił się i poszedł przed siebie.
- Na co masz ochotę? Fast Food? Sushi? Może restauracja włoska?
- Dzisiaj jest twój dzień. Ty wybierasz, ja płacę. – Will wyrównał swój krok z krokiem chłopaka.
- To chodź na naleśniki – Czarnowłosy obdarzył Solace’a uśmiechem.
- Od kiedy jesteś taki wesoły i pozytywnie nastawiony do życia, czuję że to moja zasługa. – Blondyn przystanął. Szarooki zrobił to samo.
- Dobrze ci się wydaje. – Nico ruszył w stronę najlepszej naleśnikarni na Manhattanie, uśmiechając się przy tym. Will zrobił dokładnie to samo.
Po paru minutach spacerku oboje dotarli pod wejście do małej smażalni naleśników.      Czarnowłosy otworzył drzwi i wszedł do środka. Przystanął na rogu tak, że Will na niego wpadł. Nico wciągnął powietrze do płuc. W nosie poczuł zapach syropu klonowego, ciasta na naleśniki i czekolady. Chłopak rozejrzał się. W naleśnikarni znajdowały się dwa małe stoliki, jeden większy stół z różową kanapą i cztery miejsca przy barze. Sam wystrój nie zachęcał, lecz naleśniki były siódmym niebem dla podniebienia. Tapeta w paski na ścianach była lekko ubrudzona. Widać, że nowe meble stały na drewnianej podłodze. Wysoki bar, za którym stała kelnerka, świecił pustkami. Jasny blat nie pasował do różowych krzeseł barkowych stojących przed nim.  Will opadł na kanapę, Nico zrobił to samo. Zdjął torbę z ramienia i rzucił ją za kanapę. Podeszła do nich kelnerka. Niska, pulchna kobieta w średnim wieku z jasnymi włosami upiętymi w kok oraz o wesołym wyrazie twarzy. Will miał już zamówić obiad lecz Nico wszedł mu w słowo:
 - Dla mnie duże z kremem czekoladowym i dropsami. Dla tego pana – Nico wskazał ręką swojego chłopaka. – duże z bitą śmietaną i melonem, proszę. Do tego jeszcze po kubku dużej czekolady na głowę. – Nico uśmiechnął się do kelnerki, która poszła w stronę kuchni podać zamówienie.
- Wiesz, zastanawiam się czy przypadkiem ktoś mi cię nie podmienił. Pamiętam cię jeszcze z przed naszego związku i to wygląda jak jakiś sen. Nie poznaje cię. – Powiedział Will z niepewnością w głosie.
 - Mamy nowy etap w życiu. Nie chcę go zaprzepaścić – Nico spuścił lekko głowę. – Kiedyś byłem inny. Pełen gniewu, strachu, bólu i mroku. Do czasu kiedy zaczęliśmy się spotykać. Dałeś mi nadzieję. Jesteś moim promykiem, Will. Kawałkiem słońca, dla którego chce mi się rano wstawać. Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale dziękuję, że jesteś – Nico złapał Willa za rękę i oparł się głową o jego ramię.
- Przestań, bo się rozkleję. Nie masz za co dziękować. Tak naprawdę jesteśmy kwita, ty też dużo we mnie zmieniłeś. Gdyby nie ty, byłbym facetem który ogląda kreskówki!
- Em, Will? Ty oglądasz bajki – Nico spojrzał się na ich splecione ręce. – Ale to jest urocze. Szczególnie kiedy nucisz czołówkę Kucyków Pony. Nico spojrzał na twarz Willa. Był cały oblany rumieńcem. Przybliżył głowę tak, by blondyn mógł go pocałować w czoło. Usta blondyna delikatnie musnęły czoło Nico. Czarnowłosy położył swoją głowę ponownie na ramieniu chłopaka. Will natomiast oparł swoją głowę na głowie kochanka. Czekali tak w ciszy póki kelnerka nie przyniosła jedzenia.
- Smacznego – Powiedziała, patrząc na ich splecione ręce. Ledwo udawało jej się stłumić uśmiech. Will wziął małego łyka czekolady i zabrał się do jedzenie swoich naleśników. Nico najpierw wyjadł dropsy z brązowej czekolady, a potem wziął się za naleśniki.
- Jak się miewa mój doktor? – Zapytał Nico przełykając kęs obiadu.
- Dobrze, dziękuję. Jutro mam operację, jedną lub dwie wizyty i całą resztę czasu dla ciebie. - Blondyn uśmiechnął się wkładając sobie kawałek melona do ust. Może Will nie wyglądał na osobę, która się nie boi krwi, lecz tak naprawdę był świetnym lekarzem. Z roku na rok robił duże postępy. Już teraz ma własny gabinet i operuje. W tak młodym wielu to nie możliwe, ale nie dla dzieci Apolla, dołączając do tego specjalizację w Obozie Jupiter, która trwała o wiele szybciej niż w życiu śmiertelników. - A ty? Co zamierzasz?
 - Jeszcze nie wiem. -  Nico wzruszył ramionami. – Los pokaże.
    Na talerzu Willa został ostatni naleśnik. Blondyn wziął go w ręce i złożył w pół. Ugryzł na środku koła mały kawałek naleśnika. Resztę przyłożył do oka i zaczął się śmiać:
- Jestem cyklopem! – Zawołał. – Mam nadzieję, że Tyson się nie obrazi. Nico zaniósł się śmiechem. Wyszczerzył białe zęby w uśmiechu do Willo-naleśnika. Blondyn wziął placka z talerza Nico i włożył go całego do buzi. Podczas żucia, cały czas się uśmiechał.
                    Ej! To…to… - Nico nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Z jego ust wydobywał się tylko śmiech, a z oczu łzy. Niebieskooki zdjął swoją „maskę” i rzucił ją na talerz. Wypił resztkę czekolady i wstał by zapłacić.
- Nie chcesz jeszcze zostać? – Spytał czarnowłosy tłumiąc kolejny atak łez śmiechu.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej trzydzieści dolarów, podał je kelnerce za ladą.
- Chodź. Obaj podziękowali i wyszli z naleśnikarni.
- Co to za niespodzianka? Przecież wiesz, że ich nie lubię. – Powiedział Nico wkładając kaptur na głowę i łapiąc Willa za rękę.
- Zobaczysz. Chodź. – Niebieskooki pociągnął di Angelo za sobą. Mężczyźni szli tylko kawałek, zatrzymali się przy jednym z większych wieżowców w mieście. Syn Apolla spojrzał się na czarnowłosego i się uśmiechnął, ścisnął jego dłoń i ruszyli do drzwi wejściowych. Hol był obłożony ciemnym marmurem. Ulubionym kamieniem Nico. Will podszedł do portiera i wymienił z nim parę zdań szeptem. Wydało się to Nico lekko podejrzane. Już chciał się zapytać o co tu chodzi, lecz jego partner jakby to wyczuł i uciszył go ręką. Solace przywołał windę, wciskając małą strzałkę w górę przy dużych metalowych drzwiach.  Drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym „ding”, oboje do niej weszli. Korciło go by zapytać się Willa o co chodzi. Miał jednak przeczucie, że zaraz się wszystkiego dowie. Blondyn wcisnął guzik ostatniego piętra i ruszyli w górę, jednocześnie słuchając muzyki wydobywającej się z głośników. Na samym końcu winda się zatrzymała, a do uszów Nico dobiegło kolejne „ding”. Niebieskooki wyszedł pierwszy, a za nim Nico. Szli korytarzem obłożonym szarymi kafelkami. Gdy dotarli do drzwi numer 268, Will wyciągnął klucz z kieszeni spodni i przekręcił go w drzwiach. Oboje popatrzyli się na siebie.

- Witaj w domu, skarbie – Te słowa blondyn wymówił najsłodszym tonem świata wprost od lewego ucha Syna Hadesa.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

ŻYJĘ? JEDNAK NIE

Hej!
Wiem zabijecie mnie, ale cóż…
    Więc chciałbym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić za moją naganną aktywność oraz za obietnicę, które Wam składałem w wiadomościach prywatnych. Niestety pisanie utrudniają mi moje problemy (Nie będę Wam pisać o nich bo wiem i znam osoby, których to nie interere), szkoła oraz brak czasu. Myślałem nad zawieszeniem bloga. Ta myśl odeszła ode mnie tak szybko jak przyszła. Z tego powodu przepraszam jeszcze raz :( Za to mam dla Was dwie wiadomości nie wiem czy obie dobre, nie wiem ocenicie to sami.
   Pierwsza jest taka, że znalazłem sobie osobę do poprawiania błędów :)
   Druga jest taka, że rozdziały będą ukazywać się dwa razy w miesiącu

    Więc to koniec ogłoszeń, jeszcze raz przepraszam :( Następny rozdział będzie na 100% ok. 1 lutego, mam nadzieję, że ze mną zostaniecie.

czwartek, 1 stycznia 2015

ROZDZIAŁ VIII

~Pewna córka Ateny i ja, chcielibyśmy życzyć wam wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku! Wow mamy już 2015! Dobra koniec mojej podniety. Przed sobą macie speszial rozdział napisany wraz z cudowną i mega utalentowaną (zazdrośćmy jej wszyscy talentu pisarskiego!) MERR. Tak nasza wspaniała Merr zgodziła się ze mną napisać ten rozdział. Bardzo Ci za to dziękuję, więc razem z Mary zapraszamy was do czytania i komentowania. Tak, tak szukam bety ;-; ~




    Sylwester w Obozie Herosów to dosyć specyficzne święto. Półbogowie, nawet całoroczni, wyjeżdżają wtedy do swoich rodzin, żeby z nimi celebrować rozpoczęcie Nowego Roku. Jeżeli ktoś chce jednak zostać, Chejron zwykle nie widzi sprzeciwu. I nigdy nie protestował, aż do tego roku, kiedy okazało się, że został wezwany na Olimp.
                Nawet Annabeth, która zwykle wiedziała o wszystkim bezpośrednio od centaura, nie została dopuszczona do kręgu wtajemniczonych. Dostała jedynie nakaz opuszczenia obozu, co natychmiast przekazała wszystkim całorocznym, którzy zamierzali spędzić Sylwester w Obozie Herosów. Wtedy do gry wkroczył Percy, który w tym roku już oznajmił swojej mamie, że tym razem zabawa Nowo Roczna będzie dla przyjaciół, nie dla rodziny. Do prośby dołączyli Frank, Hazel, Reyna, Piper i Jason. Chejron, choć niechętnie, w końcu ustąpił, kiedy Nico di Angelo i Will Solace zastosowali na nim jakiś dziwny zabieg maślanych oczu i tej swojej gejowskiej magii. W dodatku poparł ich Nick Mortem, kolejny idiota od Hadesa, który myśli, że jak założy glany, to wszystko mu wolno.
                Mike nienawidził ich wszystkich, zwłaszcza Nico i Willa. Nie zasługiwali na nic, na co im pozwalano. Byli parą debili, którzy myśleli, że jakieś zboczenie seksualne czyni ich lepszymi i przez to zasługują na tolerancję. Według Mike'a było wręcz przeciwnie.
                Dzień przed zabawą zrobił to, co planował od bardzo dawna - poprosił swoją matkę o pomoc. Nemezis wydawała się jedyną boginią, która mogła mu ułatwić zemstę, a wszystko, co wystarczyło zrobić, żeby to ułatwić, to ją do tego przekonać. Jako jej syn, Mike nie miał z tym większych problemów.
                 Nemezis przyrzekła mu zemstę na Nico i Willu. Obiecała, że przyszykuje też coś specjalnego dla Nicka, który ośmielił się nazwać Mike'a homofobem. Mike wolał określenie "nieprzyjazny innym orientacjom seksualnym", jeżeli chodzi o nazewnictwo. Nie dlatego, że nie zgadzał się z terminem "homofob". Po prostu nie lubił, jak go tak nazywały osoby, których nienawidził, a Nick się do nich zaliczał.
                W przeddzień Nowego Roku szare oczy Mike'a z szyderstwem przypatrywały się przekomarzającym się chłopakom. Ten dzień miał przynieść im wstyd i ból, a przede wszystkim wymazać na zawsze z ich pamięci zboczenie, jakiego ośmielili się dopuścić.

Gdy Hostibus obserwował parę, przypomniały mu się te czasy, kiedy jego najlepszy przyjaciel okazał się gejem. Mike był wtedy w drugiej klasie gimnazjum i nie mógł się z tym pogodzić. Zerwał kontakt z Yanem, tym homoseksualistą, i przyrzekł sobie raz na zawsze, że nigdy nie pozwoli by w jego życiu lub otoczeniu znajdowały się związki homoseksualne. Nie wiedział, dlaczego zareagował tak emocjonalnie na orientację chłopaka. Może istniał cień szansy, że on sam... Nie. On zawsze był hetero.
    Mike zamknął oczy i wrócił do swojego domku dzieci Królowej Zemsty.
                                                       * * *
    Nico siedział nad jeziorem wraz z Willem. Siedzieli na jego brzegu, mocząc stopy w mulistym brzegu.
- Już jutro Nowy Rok. Mam nadzieję, że mój prezent ci się spodoba. - Mówiąc to, Will wrzucał kamyki do wody.
- Mówiłem ci już, że nic nie chcę. Byliśmy ostatnio w kinie, nie pamiętasz? - Nico z uśmiechem wspominał ostatni piątkowy wieczór. - To był najlepszy prezent, innego już nie potrzebuję.
- Tak, ale to był prezent od Nicka - sprostował Will. - Sam ci powiedział, że to dla niego drobiazg.
Will naprawdę tak uważał. W końcu najadł się tyle popcornu, że zapas wystarczyłby mu na całe życie.
    Nico nie odpowiedział, bo myślał nad jedną rzeczą, której trochę się obawiał. Podczas zabawy miał się pojawić w obozie Percy. Nico niby powiedział swojemu chłopakowi, że syn Posejdona był kiedyś idolem Nico, ale mimo wszystko bał się tego spotkania.
 - Wiesz, chyba pójdę już do trzynastki. Głowa mnie boli - skłamał czarnowłosy.
- Pójść z tobą? - zapytał Will z błyskiem w oku.
- Muszę sam nad czymś pomyśleć - wykręcił się Nico. Pocałował chłopaka w czoło, po czym udał się do swojego domku, pozostawiając Willa przy jeziorze.
    Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazały się muskularne plecy jego brata, a na nich tatuaż. Trzy kruki, dwa czarne i jeden biały. Miały one oznaczać inność ich właściciela. Chłopak miał na sobie spodenki do ćwiczeń i czarne trampki. Burzooki odwrócił się do Nico.
- Idę biegać - mówiąc to, włożył na siebie czarną koszulkę. - Jakbyś mnie szukał, jestem w lesie - mrugnął do di Angelo i wybiegł z trzynastki.
    Nico położył się na swoim łóżku, do jego głowy zaczęło napływać milion myśli.
Następnego dnia Nico obudził się pełen złych przeczuć. Miał wrażenie, że to nie będzie jego najszczęśliwszy dzień w życiu, chociaż powinien być; w końcu był trzydziesty pierwszy grudnia, Sylwester. W dodatku nie taki sobie zwykły Sylwester, ale pierwsza Noworoczna zabawa, który miał spędzić razem z Willem. Mimo tego Nico nie mógł odpędzić od siebie pesymistycznych myśli. Chociaż jego przeczucia zwykle się sprawdzały, miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
                Leniwe przeciąganie się Nico na łóżku zepsuły mu krzyki dochodzące z zewnątrz. Di Angelo odsunął czarną zasłonę i wyjrzał przez okno. Dreszcz przebiegł mu po plecach.
                Zeskoczył z łóżka, ubrał się w pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, jakie wpadły mu w ręce, po czym wybiegł z trzynastki na łeb na szyję, budząc przy okazji jeszcze śpiącego Nicka. Jeszcze nie zdążył powiedzieć słowa, a już został otoczony przez znajome ramiona.
                  - Dzień dobry! - powiedział mu do ucha śpiewnym głosem Will. - Co tak wcześnie?
                Nico odsunął się, posyłając nikły uśmiech chłopakowi.
                - Hałas.
                - Przenika przez twoją trumnę?
                - Nieśmieszne, Solace - szturchnął go Nico.
                Przez ramię spojrzał na przybyszów. Jason pomagał Piper zejść z Groma. Był nieco wyższy, niż Nico go zapamiętał, ale poza tym w ogóle się nie zmienił. Obok nich Hazel, siostra Nico, wygrzebywała z włosów przemienionego chwilę temu z orła Franka pióra. Reyna stała dumnie wyprostowana, a jej psy po jej dwóch stronach jak kamienni strażnicy. I wreszcie, na szarym końcu, dwie najbardziej rozpoznawalne w świecie półbogów sylwetki - Percy Jackson i Annabeth Chase.
                Nico poczuł, jak w jego gardle staje gula. Niemal się zachłysnął, gdy dobiegł go głos syna Posejdona:
                - Hej, Nico! Jak żyjesz, stary?
                Nie zamierzał krzyczeć, ale głupio byłoby nie odpowiedzieć. Skinął więc na Willa, żeby ten poszedł za nim. Zdziwiony Solace posłusznie podreptał za swoim chłopakiem, szeptem domagając się wyjaśnień.
                Szczerze mówiąc, Nico też chciałby się od siebie dowiedzieć o paru sprawach. Na przykład o tym, kiedy zamierzał powiedzieć Willowi o swojej dawnej fascynacji Percy'm, zanim Will się spostrzeże, że coś jest nie tak.
                Później, obiecał sobie w myślach. Do wieczora jeszcze kilka godzin.

***
                Mike obserwował zza drzew, jak di Angelo i chodzący za nim jak piesek Solace witają się z przybyłymi herosami. Mike czuł ukucie zazdrości, nigdy nie miał wielu znajomych. Co dopiero przyjaciół.  Widząc tą cała sielankę Hostibusowi chciało się rzygać.
                                                    * * *
    Nico rzucił się na szyję siostrze, która prawie co się przewróciła.
-Cześć, Hazel - Chłopak pocałował dziewczynę w czoło. - Tęskniłem - Wyszeptał. - Kod 236 - Powiedział naj ciszej,  jak potrafił.
    Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem znaczącym "później". Gdy wszyscy się już przywitali, zaczęli zmierzać do swoich domków. Nikt poza jedenastką herosów nie znajdował się na terenie Obozu Herosów. Nico myślał, że będzie to bardzo spokojny Sylwester. Jeśli coś z życia herosa może być spokojne. Percy wraz z Annabeth udali się do domku numer trzy. Piper oraz Jason udali się do jedynki. Frank już chciał udać się z Hazel do domku Aresa, lecz ta powiedziała, że musi porozmawiać z bratem. Chłopak wraz z Reyną udał się do domku boga wojny. Dziewczyna spojrzała tylko na brata i jego rękę zaplecioną w rękę Willa i pewnym krokiem ruszyła do domku numer trzynaście.
    Otworzyła drzwi, oczom ich trojga ukazał się Nick Mortem, stojący przed swoim łóżkiem w czystym ubraniu.
- Cześć, jestem Hazel, jestem córką Plu... - Dziewczyna nie dokończyła, Mortem uściskał swoją siostrę.
- Wiem kim jesteś Hazel, gdy twoja dusza znajdowała się w Podziemiu, codziennie ją obserwowałem.  Starałem się ją uchronić, ale co tam jesteś moją siostrą. To chyba normalne. Dobra gdzie ten wasz syn Posejdona, chcę poznać swojego krewnego - Szatyn wyszedł z domku, zostawiając  trójkę herosów, oszołomionych tą rozmową.
    Żaden heros nie ruszył za nim. Po chwili oszołomienia cała trójka doszła do siebie.
- Wow – Powiedziała Hazel, podchodząc do okna i patrząc na swojego brata, zmierzającego ku domkowi numer trzy. -  Jak wam się wiedzie? – Zapytała.
- Jak widzisz – Powiedział Nico podnosząc swoją lewą rękę. Była ona spleciona wraz z prawą ręką Willa.
- Ja się chyba nie przedstawiłem, Will Solace, syn Apollina – Złotowłosy puścił rękę swojego chłopaka i wyciągnął ją w stronę centuriona V kohorty. – Miło mi cię poznać.
- Mnie też – Hazel uścisnęła rękę niebieskookiego – Hazel Levelque, córka Plutona. Siostra Nico, ale to chyba wiesz – Dziewczyna czule się do niego uśmiechnęła. Will odwzajemnił uśmiech.
- To co, może oprowadzimy naszych rzymian po obozie? – Zapytał Nico. Złotowłosy przytaknął. Trójka herosów wyszła z trzynastki, zmierzając w stronę domku numer pięć.
    Po godzinie oprowadzania i opowiadania o Obozie Herosów, Frank, Hazel, Reyna, Will i Nico mieli dość. Udali się więc do pawilonu jadalnego. Przybyli akurat na czas obiadu. Przy stoliku numer trzy siedziała Annabeth wraz z Percy’m i Nickiem. Natomiast Mike siedział przy stole swojej matki. Piątka herosów przysiadła się do nich. Annabeth jadła tarte ze szpinakiem, Percy zajadał się pizzą, a Nick powoli skubał swoje krewetki.
- Jak ty możesz to jeść, przecież to dzieci naszego…znaczy mojego ojca, a twojego ileś tam pra dziadka! – Annabeth przewróciła oczam. Percy nadał patrzył na talerz Mortem i powtarzał w kułko te same słowa. – Nie wierzę.
- Percy – Powiedział Nick wkładając sobie krewetkę do ust. – One, są, pyszne.
- Ann, kochanie, czy to jest tak jakby ,matka jadła swoje dzieci? – Zapytał Percy z buzią pełną włoskiego placka z dodatkami.
- Nie, Glonomóżdżku – Powiedziała Annabeth, widocznie znudzona tą rozmową. Spojrzała błagalnym wzrokiem w stronę piątki herosów. Gdy już usiedli, wszyscy zamówili sobie to na co mieli ochotę. Na talerzu Reyny pojawiła się sałatka z fetą i oliwkami, Frak zajadał się wołowiną, Hazel powoli jadła owoce, Nico zajadał się zupą krem z brokułów, a natomiast Will zajadał się rybą. Wyglądała ona jak łosoś.
- Kolejny, który je rybę – Oburzył się Percy. Całe grono nastolatków przy stole Posejdona zaczęło się śmiać. – Powiedziałem coś nie tak? - Zapytał syn boga mórz.
- Czy możecie rozmawiać trochę ciszej? – Zza ich pleców, dobiegł ich głos Hostibusa.
- Przepraszam masz jakiś problem? – Zapytał Nick, odwracając się w stronę syna Nemezis.
- Mam i to wiele, właśnie na nie patrzę. Jak widzę nie da się spokojnie zjeść – Chłopak wstał wziął swoją miskę z zupą i udał się w stronę swojego domku.
- Kto to był? – Zapytała się Reyna, po raz drugi od przywitania.
- Taki jeden kretyn, nie przejmuj się nim – Powiedział Nick i uśmiechnął się do Pretorki Rzymu. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, rumieniąc się przy tym.
    Podczas dalszego spożywania obiadu oraz rozmawianiu na dziwne tematy. Nick spoglądał na Reynę, a ona na niego. Jednak gdy ich spojrzenia się spotykały oboje opuszczali głowy, udając że wracają do jedzenia.
Nico podglądał ich ukradkiem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nie mógł uwierzyć, że jego brata w końcu zainteresowała jakaś dziewczyna na tyle, żeby bał się odpowiedzieć na jej spojrzenie. To oznaczało, że Reyna go zaintrygowała.
Nie wierzył, że wszystko układało się tak idealnie. Percy jak zwykle zapewniał wszystkim rozrywkę, przekomarzając się z Annabeth. Hazel była miła jak zawsze, a przy Franku wprost promieniała. Jason poszedł z Piper do Jedynki, gdzie pewnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. A Nico... On miał Willa. Patrząc na Solace'a myślał o tym, jaki jest w tym momencie szczęśliwy.
- Co jest? - spytał syn Apolla, marszcząc brwi.
- Nic. Zupełnie nic - odpowiedział Nico z lekkim uśmieszkiem.
Will ścisnął jego rękę, po czym wrócił do zajadania ryby pod nieufnym spojrzeniem Percy'ego.
Nico, nadal w dobrym nastroju, rozejrzał się po jadalni. A wtedy uśmiech mu zrzedł, bo zobaczył stojącego nieopodal Mike'a. Pod jego stopami leżała rozbita miska.
Syn Hadesa nagle poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Wstał z miejsca i ruszył w stronę Hostibusa, ale ten pokręcił głową. Nico się zatrzymał. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem - Nico spoglądał na chłopaka ze zdziwieniem, syn Nemezis z nienawiścią.
- Hej, Nico! - zawołał Will ze śmiechem. - Chcesz trochę łososia?
- Nico nie będzie jadł łososia! - oburzył się Percy.
Syn Hadesa odwrócił na chwilę wzrok od Mike'a, włączając się w spór. Kiedy rozejrzał się ponownie, syn Nemezis zniknął. Nico zdziwiony wrócił do stołu. Usiadł i oszołomiony nagłym zniknięciem Hostibusa, przewrócił swoją miskę z zupą.
- Hej Nico, wszystko dobrze? - Zapytał Will, łapiąc rękę swojego chłopaka.
- W najlepszym - Odpowiedział czarnowłosy. Dziwnie się czuł, miał wrażenie, że jego mózg przestaje pracować. - Posprzątam po sobie.
- Ale Nico, talerze same się pozbierają - Złotowłosy wstał łapiąc za ramiona di Angelo. Inni herosi przestali jeść. - Może chcesz się położyć? - Zapytał Will. Zawsze kiedy Nico się źle czuł, jego głos się zmieniał. Stawał się bardziej troskliwy, a jego właściciel bardzo nerwowy.
- Spokojnie, posprzątam po sobie i Mike' u.
- Nico, napewno wszystko w porządku? - Zapytał Nick, wstając. Co dziwne Reyna też wstała. Obydwoje wymienili wstydliwe spojrzenia.
    Lecz Nico nie zwracaj na nich uwagi, uwolnił się z uchwytu Willa i ruszył w stronę miski Hostibusa. Czuł,  że musi ją podnieść. Wszystkie oczy były skierowane ku niemu. Metalowe psy Reyny zaczęły warczeć. Nico czuł jeszcze większe otumanienie w swojej głowie.
- Nico nie dotykaj tego! - Krzyknęła Reyna i ruszyła w stronę chłopaka.
    Lecz Nico był szybszy dotknął miski. Gdy jego palec dotknął naczynia, zamieniłą się ono w jego największy koszmar. Przed nim, nie wiadomo skąd pojawił się najgorszy pies. Trzy głowy Cerbera były skierowane w jego stronę.
- Nie! Nico odsuń się od niego! - Krzyknęła ponownie Pretorka i zaczęła biec w stronę czarnookiego. Nick był jednak szybszy złapał ją w pasie. Ta zaczęła się wiercić i kopać burzookiego.
- Nico cień! - Krzyknął Nick, nie wypuszczając dziewczyny ze swojego uścisku.
    Percy odetkał Orkana i natarł na stwora. Nico przypomniał sobie o radzie brata i skoczył cieniem, oddalając się od piekielnego psa o parę metrów. Cerber zawarczał.

- Will, biegnij do jedynki po Piper i Jasona - Powiedziała spokojnie Annabeth. Nico zawsze podziwiał spokój dziewczyny w tak krytycznych sytuacjach. Will puścił się biegiem w stronę obozowych domków.