ROZDZIAŁ IX
~
Hejo,
Tak
wiem minęło dużo czasu.
Szczerze, nie miałem czasu ani pomysłu na ciąg dalszy. Pewnego dnia dostałem
olśnienia. Chciałbym Was przeprosić za tak długi okres oczekiwania ;-;
Chciałbym również podziękować najwspanialszej redaktorce świata, za wszystko.
Za to, że to czyta i się ze mną męczy, za mój brak przecinków, za fermentacje i
całą resztę. Naprawdę Dario, wielkie dzięki mój Mistrzu ( tak będzie z dużej
litery). Was chciałbym zaprosić do czytania i komentowania ;)
P.S Jak widzicie duże zmiany graficzne. Czemu Logan> Nie pasował mi nigdy do Persiaka natomiast do Nico. Stąd właśnie moja decyzja. Oceniajcie króliczki ~
Ta noc była jedną
z trudniejszych dla Nico, gdyż pomimo wielu prób nie był w stanie zasnąć. Ze
znudzeniem wpatrywał się w sufit. Dzisiaj był dzień egzaminu, najważniejszego z
egzaminów. Czarnowłosy zamknął oczy. W pamięci przywołał wydarzenia Sylwestra
sprzed ośmiu lat, kiedy to Cerber zaatakował Obóz Herosów. Zobaczył oczyma
wyobraźni zakrwawione ręce Willa na swojej ranie. Strugi światła słonecznego
przywołane przez blondyna do palców, a także jego gorzkie łzy spadające na
twarz Nico. Zakrwawioną twarz jego brata klęczącego nad ciałem Reyny. Annabeth
próbującą odciągnąć Percy’ego od jednej z paszcz gigantycznego psa. Hazel
lecącą na wielkim orle. Piper nieudolnie walczącą z bestią. Jasona ze złamaną
nogą na polu truskawek. Emocje, które wtedy czuł wróciły do niego w jednej
chwili: gniew, ból, strach. Nie. "To już się wydarzyło, nie możesz do tego
wracać", pomyślał Nico. Otworzył oczy i spojrzał na chrapiącego obok Willa,
innego niż parę lat temu. Dorosłego chirurga
pediatrii z lekkim zarostem na twarzy, potarganymi włosami i niebieskimi
oczami. Nico wstał z łóżka i otworzył drzwi po lewej stronie małej sypialni, w
której oboje spali. Było to małe mieszkanie na Manhattanie wynajmowane przez
herosów na okres studiów bruneta. Kawalerka miała mały aneks kuchenny,
łazienkę i mały pokoik, który służył jako sypialnia kochanków. W salonie stała
dwuosobowa kanapa z szarego materiału, naprzeciwko niej na ścianie wisiała mały
telewizor plazmowy. Mała kuchnia z jasnego drewna i dębowym blatem. Po całej
podłodze rozchodziły się sękate deski z ciemnego drewna. Podłoga była gładka lecz
wypukła w miejscach sęków. Nico nie lubił po niej chodzić boso bo częstą
wchodziły mu drzazgi w palce u stóp. Na białych ścianach wisiały wspólne zdjęcia
Willa i Nico. Jedyne okno w tym pomieszczeniu ukazywało widok na ruchliwą
ulicę. W skład małej łazienki wchodził najzwyklejszy prysznic, umywalka i
toaleta. Nad kranem wisiało prostokątne lustro z czarną ramą. Łazienka była
obłożona szarymi kafelkami. W sypialni nie było za dużo miejsca. Zmieściło się
w nim łózko, które i tak stało przy ścianie, i szafa. Podłoga była wyłożona śnieżnobiałym
dywanie. Lubił po nim chodzić, gdyż był bardzo miły w dotyku. Lampa, która
stała w kącie nadawała pokojowi intymności. Białe drzwi niemal zlewały się ze
ścianami o identycznym kolorze.
Nico wszedł do łazienki. Przetarł oczy i spojrzał w lustro.
Zobaczył w nim mężczyznę, którego nie znał. Miał krótko przystrzyżone boki
głowy z niesforną, długą i gęstą grzywką opadającą w każdą stronę twarzy.
Dawniej czarne, teraz szare oczy podkreślały trupią karnację. Mały nosek
zamienił się w krzywy nos. Lekki ciemny zarost idealnie pasuje do średniej
wielkości ust. Zdjął koszulkę i spojrzał na swój nagi tors. Pierwsze co rzuca
się w oczy to tatuaż w kształcie lecącego kruka na klatce piersiowej. Druga
rzecz to to, że nie jest już tak wysportowany jak parę lat temu po otrzymaniu
Piętna Hadesa. Ów urok minął po roku. Młody mężczyzna zdjął bieliznę i
wszedł pod prysznic. Zimny prysznic to najlepszy sposób na odprężenie się przed
testami na koniec ostatniego roku. Obrona doktoratu. Kryminalistyka jest teraz
najważniejsza. Rodzaje śmierci – znał na pamięć. Pierwsze zimne krople wody
spadały na włosy Nico. Sposoby morderstw – też. Kodeks karny – znany do
perfekcji. Całe jego ciało było już mokre i zimne. Do głowy chłopaka
zaczęły napływać wspomnienia. Spacer po parku z przyjaciółmi. Rocznica bycia z
Willem. Upadek z klifu ( to był dziwny dzień). Obiad w Podziemiu z Hadesem,
Persefoną, Apollem, Demeter i Willem ( owsianka latała…). Atak cybokotów,
głupie metalowe konserwy na szprotki… Nico sięgnął po żel pod prysznic i
zaczął mydlić swoje ciało. Gdy już skończył, opłukał się i wyszedł spod
prysznica. Wytarł włosy, owinął ręcznik wokół ciała, wsunął na stopy japonki
Willa i wyszedł z łazienki. Kiedy znalazł się w kuchni wstawił wodę w czajniku
i zaczął szykować sobie śniadanie. Will najprawdopodobniej wstanie dopiero za
dwie godziny, więc uznał, że zrobi kawę tylko dla siebie. Wyciągnął kubek z
szafki i wsypał do niej dwie łyżeczki rozpuszczalnej. Gdy woda się zagotowała czarnowłosy
zalał brązowy proszek. Wsypał trochę cukru, wlał odrobinę mleka i usiadł na
drewnianym blacie sącząc aromatyczny napój. Gdy mężczyzna
wypił kawy do połowy kubka, wstał i poszedł się ubrać. Syn Hadesa włożył na
siebie czarne, obcisłe spodnie, trampki
i bluzę z szarymi sznurkami. Umył zęby, zarzucił torbę z notatkami i wyszedł z domu.
Schodząc po schodach wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął odczytywać SMSy.
Telefony wśród herosów? Tak, najnowszy wynalazek dzieci Hefajstosa. Działa jak
normalna komórka tylko, że nie ściąga potworów. Teraz każdy heros może się ze
sobą kontaktować. Nico założył kaptur i otworzył duże szklane drzwi w holu
wejściowym prowadzące na ulicę. Dwudziestotrzyletni heros ruszył przed siebie w stronę przystanku
autobusowego, którym bez problemu dojedzie pod samą swoją uczelnię. Przystanek
był typowy dla tej dzielnicy miasta. Dwa duże kawałki blachy i czerwony daszek,
standard. Kiedy autobus przyjechał, mężczyzna do niego wsiadł, skasował bilet i
zajął pierwsze lepsze miejsce przy oknie.
Po
wysiadce na odpowiednim przystanku, Nico przeszedł parę metrów i znalazł się
przed wielkim kamiennym budynkiem. Szara konstrukcja nie zapraszała do środka,
a brudne okna w niczym nie pomagały. Czarnowłosy jednak lubił tutaj przychodzić.
Wziął wdech i wszedł do środka budynku.
*
Szósta dwadzieścia trzy. Nico miał tylko siedem
minut do końca egzaminu doktoranckiego z kryminalistyki, a wciąż myślał nad
ostatnim pytaniem. Chłopak nie mógł sobie przypomnieć tej ostatniej kartki ze
swoich notatek. Na dodatek wciąż myślał o swojej pracy doktoranckiej, która
leżała na stole. Nico poluzował kołnierz koszuli, którą
włożył po przyjściu ja uczelnię. Spojrzał na swojego egzaminatora. Jego
pomarszczona twarz jakby prześwietlała Nico od stóp do głów. Jego wzrok był tak
przenikliwy jak wzrok Chejrona. Gdy Nico tylko spojrzał w jego szmaragdowe oczy
od razu znalazł w nich odpowiedź na pytanie. Szybko naskrobał odpowiedź na
kartce, oddał egzamin, spojrzał ostatni raz na swoją prace i szybkim krokiem
wyszedł z obskurnej sali. Zamykając za sobą drzwi Nico poczuł ulgę. To koniec?
Zero nieprzespanych nocy nad książkami? Był tego niemal pewny. Młody di Angelo
szedł korytarzem uczelni, gdy ktoś od tyłu zasłonił mu dłońmi oczy. Dobrze znał
ten ciepły i delikatny dotyk towarzyszącym zapachem gumowych rękawiczek i mydła
w płynie. Will. Nico przystanął i uśmiechnął się pod nosem.
- Zgadnij kto to – Powiedział wesołym głosem blondyn.
- Percy? – Odpowiedział zaczepnie Nico i szybko się obrócił przy tym
uwalniając się z tymczasowej „ślepoty”.
- Jesteś tak słaby w tę grę
czy jedynie udajesz? – Kiedy to mówił na czole Willa pojawiła się mała
zmarszczka. Ukazywała się zawsze gdy Solace’a coś ciekawiło.
- Nie myśl tak długo bo twój mózg wybuchnie! – Zaczął żartobliwie Nico.
- Ej! W moim gabinecie nie dostałbyś naklejki dzielnego pacjenta oraz
lizaka – Wypowiadając to zdanie w głosie chłopaka było słychać trochę dumy.
Nico złapał partnera za rękę.
- Jak ci poszło? Jak pytania?
- Później ci opowiem, teraz nam się śpieszy – Nico zacisnął mocniej rękę na
ręce Willa i pociągnął go za sobą. Gdy obaj wybiegi na ulicę czarnowłosy stanął
na palcach i lekko dotknął ustami, ust Willa. Odwrócił się i poszedł przed
siebie.
- Na co masz ochotę? Fast Food? Sushi? Może restauracja włoska?
- Dzisiaj jest twój dzień. Ty wybierasz, ja płacę. – Will wyrównał swój
krok z krokiem chłopaka.
- To chodź na naleśniki – Czarnowłosy obdarzył Solace’a uśmiechem.
- Od kiedy jesteś taki wesoły i pozytywnie nastawiony do życia, czuję że to
moja zasługa. – Blondyn przystanął. Szarooki zrobił to samo.
- Dobrze ci się wydaje. – Nico ruszył w stronę najlepszej naleśnikarni na
Manhattanie, uśmiechając się przy tym. Will zrobił dokładnie to samo.
Po paru minutach spacerku oboje dotarli pod wejście do małej smażalni
naleśników. Czarnowłosy otworzył
drzwi i wszedł do środka. Przystanął na rogu tak, że Will na niego wpadł. Nico
wciągnął powietrze do płuc. W nosie poczuł zapach syropu klonowego, ciasta na
naleśniki i czekolady. Chłopak rozejrzał się. W naleśnikarni znajdowały się dwa
małe stoliki, jeden większy stół z różową kanapą i cztery miejsca przy barze.
Sam wystrój nie zachęcał, lecz naleśniki były siódmym niebem dla podniebienia.
Tapeta w paski na ścianach była lekko ubrudzona. Widać, że nowe meble stały na
drewnianej podłodze. Wysoki bar, za którym stała kelnerka, świecił pustkami.
Jasny blat nie pasował do różowych krzeseł barkowych stojących przed nim. Will opadł na kanapę, Nico zrobił to samo.
Zdjął torbę z ramienia i rzucił ją za kanapę. Podeszła do nich kelnerka. Niska,
pulchna kobieta w średnim wieku z jasnymi włosami upiętymi w kok oraz o wesołym
wyrazie twarzy. Will miał już zamówić obiad lecz Nico wszedł mu w słowo:
- Dla mnie duże z kremem
czekoladowym i dropsami. Dla tego pana – Nico wskazał ręką swojego chłopaka. –
duże z bitą śmietaną i melonem, proszę. Do tego jeszcze po kubku dużej
czekolady na głowę. – Nico uśmiechnął się do kelnerki, która poszła w stronę
kuchni podać zamówienie.
- Wiesz, zastanawiam się czy przypadkiem ktoś mi cię nie podmienił.
Pamiętam cię jeszcze z przed naszego związku i to wygląda jak jakiś sen. Nie
poznaje cię. – Powiedział Will z niepewnością w głosie.
- Mamy nowy etap w życiu. Nie chcę
go zaprzepaścić – Nico spuścił lekko głowę. – Kiedyś byłem inny. Pełen gniewu,
strachu, bólu i mroku. Do czasu kiedy zaczęliśmy się spotykać. Dałeś mi
nadzieję. Jesteś moim promykiem, Will. Kawałkiem słońca, dla którego chce mi
się rano wstawać. Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale dziękuję, że jesteś –
Nico złapał Willa za rękę i oparł się głową o jego ramię.
- Przestań, bo się rozkleję. Nie masz za co dziękować. Tak naprawdę
jesteśmy kwita, ty też dużo we mnie zmieniłeś. Gdyby nie ty, byłbym facetem
który ogląda kreskówki!
- Em, Will? Ty oglądasz bajki – Nico spojrzał się na ich splecione ręce. –
Ale to jest urocze. Szczególnie kiedy nucisz czołówkę Kucyków Pony. Nico
spojrzał na twarz Willa. Był cały oblany rumieńcem. Przybliżył głowę tak, by
blondyn mógł go pocałować w czoło. Usta
blondyna delikatnie musnęły czoło Nico. Czarnowłosy położył swoją
głowę ponownie na ramieniu chłopaka. Will natomiast oparł swoją głowę na głowie
kochanka. Czekali tak w ciszy póki kelnerka nie przyniosła jedzenia.
- Smacznego – Powiedziała, patrząc na ich splecione ręce. Ledwo udawało jej
się stłumić uśmiech. Will wziął małego łyka czekolady i zabrał się do jedzenie
swoich naleśników. Nico najpierw wyjadł dropsy z brązowej czekolady, a potem
wziął się za naleśniki.
- Jak się miewa mój doktor? – Zapytał Nico przełykając kęs obiadu.
- Dobrze, dziękuję. Jutro mam operację, jedną lub dwie wizyty i całą resztę
czasu dla ciebie. - Blondyn uśmiechnął się wkładając sobie kawałek melona do
ust. Może Will nie wyglądał na osobę, która się nie boi krwi, lecz tak naprawdę
był świetnym lekarzem. Z roku na rok robił duże postępy. Już teraz ma własny
gabinet i operuje. W tak młodym wielu to nie możliwe, ale nie dla dzieci
Apolla, dołączając do tego specjalizację w Obozie Jupiter, która trwała o wiele
szybciej niż w życiu śmiertelników. -
A ty? Co zamierzasz?
- Jeszcze nie wiem. - Nico wzruszył ramionami. – Los pokaże.
Na talerzu Willa został ostatni
naleśnik. Blondyn wziął go w ręce i złożył w pół. Ugryzł na środku koła mały
kawałek naleśnika. Resztę przyłożył do oka i zaczął się śmiać:
- Jestem cyklopem! – Zawołał. – Mam nadzieję, że Tyson się nie obrazi. Nico
zaniósł się śmiechem. Wyszczerzył białe zęby w uśmiechu do Willo-naleśnika.
Blondyn wziął placka z talerza Nico i włożył go całego do buzi. Podczas żucia, cały
czas się uśmiechał.
–
Ej! To…to… - Nico
nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Z jego ust wydobywał się tylko śmiech,
a z oczu łzy. Niebieskooki zdjął swoją „maskę” i rzucił ją na talerz. Wypił
resztkę czekolady i wstał by zapłacić.
- Nie chcesz jeszcze zostać? – Spytał czarnowłosy tłumiąc kolejny atak łez
śmiechu.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni
spodni i wyjął z niej trzydzieści dolarów, podał je kelnerce za ladą.
- Chodź. Obaj podziękowali i wyszli z naleśnikarni.
- Co to za niespodzianka? Przecież wiesz, że ich nie lubię. – Powiedział
Nico wkładając kaptur na głowę i łapiąc Willa za rękę.
- Zobaczysz. Chodź. – Niebieskooki pociągnął di Angelo za sobą. Mężczyźni
szli tylko kawałek, zatrzymali się przy jednym z większych wieżowców w mieście.
Syn Apolla spojrzał się na czarnowłosego i się uśmiechnął, ścisnął jego dłoń i
ruszyli do drzwi wejściowych. Hol był obłożony ciemnym marmurem. Ulubionym
kamieniem Nico. Will podszedł do portiera i wymienił z nim parę zdań szeptem.
Wydało się to Nico lekko podejrzane. Już chciał się zapytać o co tu chodzi,
lecz jego partner jakby to wyczuł i uciszył go ręką. Solace przywołał windę,
wciskając małą strzałkę w górę przy dużych metalowych drzwiach. Drzwi windy otworzyły się z
charakterystycznym „ding”, oboje do
niej weszli. Korciło go by zapytać się Willa o co chodzi. Miał jednak
przeczucie, że zaraz się wszystkiego dowie. Blondyn wcisnął guzik ostatniego
piętra i ruszyli w górę, jednocześnie słuchając muzyki wydobywającej się z
głośników. Na samym końcu winda się zatrzymała, a do uszów Nico dobiegło
kolejne „ding”. Niebieskooki wyszedł pierwszy, a za nim Nico. Szli korytarzem
obłożonym szarymi kafelkami. Gdy dotarli do drzwi numer 268, Will wyciągnął
klucz z kieszeni spodni i przekręcił go w drzwiach. Oboje popatrzyli się na
siebie.
- Witaj w domu, skarbie – Te słowa blondyn wymówił najsłodszym tonem świata
wprost od lewego ucha Syna Hadesa.