niedziela, 22 marca 2015

ROZDZIAŁ IX

~ Hejo,
Tak wiem minęło dużo czasu. Szczerze, nie miałem czasu ani pomysłu na ciąg dalszy. Pewnego dnia dostałem olśnienia. Chciałbym Was przeprosić za tak długi okres oczekiwania ;-; Chciałbym również podziękować najwspanialszej redaktorce świata, za wszystko. Za to, że to czyta i się ze mną męczy, za mój brak przecinków, za fermentacje i całą resztę. Naprawdę Dario, wielkie dzięki mój Mistrzu ( tak będzie z dużej litery). Was chciałbym zaprosić do czytania i komentowania ;)
P.S Jak widzicie duże zmiany graficzne. Czemu Logan> Nie pasował mi nigdy do Persiaka natomiast do Nico. Stąd właśnie moja decyzja. Oceniajcie króliczki ~




 Ta noc była jedną z trudniejszych dla Nico, gdyż pomimo wielu prób nie był w stanie zasnąć. Ze znudzeniem wpatrywał się w sufit. Dzisiaj był dzień egzaminu, najważniejszego z egzaminów. Czarnowłosy zamknął oczy. W pamięci przywołał wydarzenia Sylwestra sprzed ośmiu lat, kiedy to Cerber zaatakował Obóz Herosów. Zobaczył oczyma wyobraźni zakrwawione ręce Willa na swojej ranie. Strugi światła słonecznego przywołane przez blondyna do palców, a także jego gorzkie łzy spadające na twarz Nico. Zakrwawioną twarz jego brata klęczącego nad ciałem Reyny. Annabeth próbującą odciągnąć Percy’ego od jednej z paszcz gigantycznego psa. Hazel lecącą na wielkim orle. Piper nieudolnie walczącą z bestią. Jasona ze złamaną nogą na polu truskawek. Emocje, które wtedy czuł wróciły do niego w jednej chwili: gniew, ból, strach. Nie. "To już się wydarzyło, nie możesz do tego wracać", pomyślał Nico. Otworzył oczy i spojrzał na chrapiącego obok Willa, innego niż parę lat temu. Dorosłego chirurga  pediatrii z lekkim zarostem na twarzy, potarganymi włosami i niebieskimi oczami. Nico wstał z łóżka i otworzył drzwi po lewej stronie małej sypialni, w której oboje spali. Było to małe mieszkanie na Manhattanie wynajmowane przez herosów na okres studiów bruneta. Kawalerka miała mały aneks kuchenny, łazienkę i mały pokoik, który służył jako sypialnia kochanków. W salonie stała dwuosobowa kanapa z szarego materiału, naprzeciwko niej na ścianie wisiała mały telewizor plazmowy. Mała kuchnia z jasnego drewna i dębowym blatem. Po całej podłodze rozchodziły się sękate deski z ciemnego drewna. Podłoga była gładka lecz wypukła w miejscach sęków. Nico nie lubił po niej chodzić boso bo częstą wchodziły mu drzazgi w palce u stóp. Na białych ścianach wisiały wspólne zdjęcia Willa i Nico. Jedyne okno w tym pomieszczeniu ukazywało widok na ruchliwą ulicę. W skład małej łazienki wchodził najzwyklejszy prysznic, umywalka i toaleta. Nad kranem wisiało prostokątne lustro z czarną ramą. Łazienka była obłożona szarymi kafelkami. W sypialni nie było za dużo miejsca. Zmieściło się w nim łózko, które i tak stało przy ścianie, i szafa. Podłoga była wyłożona śnieżnobiałym dywanie. Lubił po nim chodzić, gdyż był bardzo miły w dotyku. Lampa, która stała w kącie nadawała pokojowi intymności. Białe drzwi niemal zlewały się ze ścianami o identycznym kolorze.
    Nico wszedł do łazienki. Przetarł oczy i spojrzał w lustro. Zobaczył w nim mężczyznę, którego nie znał. Miał krótko przystrzyżone boki głowy z niesforną, długą i gęstą grzywką opadającą w każdą stronę twarzy. Dawniej czarne, teraz szare oczy podkreślały trupią karnację. Mały nosek zamienił się w krzywy nos. Lekki ciemny zarost idealnie pasuje do średniej wielkości ust. Zdjął koszulkę i spojrzał na swój nagi tors. Pierwsze co rzuca się w oczy to tatuaż w kształcie lecącego kruka na klatce piersiowej. Druga rzecz to to, że nie jest już tak wysportowany jak parę lat temu po otrzymaniu Piętna Hadesa. Ów urok minął po roku. Młody mężczyzna zdjął bieliznę i wszedł pod prysznic. Zimny prysznic to najlepszy sposób na odprężenie się przed testami na koniec ostatniego roku. Obrona doktoratu. Kryminalistyka jest teraz najważniejsza. Rodzaje śmierci – znał na pamięć. Pierwsze zimne krople wody spadały na włosy Nico. Sposoby morderstw – też. Kodeks karny – znany do perfekcji. Całe jego ciało było już mokre i zimne. Do głowy chłopaka zaczęły napływać wspomnienia. Spacer po parku z przyjaciółmi. Rocznica bycia z Willem. Upadek z klifu ( to był dziwny dzień). Obiad w Podziemiu z Hadesem, Persefoną, Apollem, Demeter i Willem ( owsianka latała…). Atak cybokotów, głupie metalowe konserwy na szprotki… Nico sięgnął po żel pod prysznic i zaczął mydlić swoje ciało. Gdy już skończył, opłukał się i wyszedł spod prysznica. Wytarł włosy, owinął ręcznik wokół ciała, wsunął na stopy japonki Willa i wyszedł z łazienki. Kiedy znalazł się w kuchni wstawił wodę w czajniku i zaczął szykować sobie śniadanie. Will najprawdopodobniej wstanie dopiero za dwie godziny, więc uznał, że zrobi kawę tylko dla siebie. Wyciągnął kubek z szafki i wsypał do niej dwie łyżeczki rozpuszczalnej. Gdy woda się zagotowała czarnowłosy zalał brązowy proszek. Wsypał trochę cukru, wlał odrobinę mleka i usiadł na drewnianym blacie sącząc aromatyczny napój. Gdy mężczyzna wypił kawy do połowy kubka, wstał i poszedł się ubrać. Syn Hadesa włożył na siebie czarne, obcisłe spodnie,  trampki i  bluzę z szarymi sznurkami.  Umył zęby, zarzucił torbę z notatkami i wyszedł z domu. Schodząc po schodach wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął odczytywać SMSy. Telefony wśród herosów? Tak, najnowszy wynalazek dzieci Hefajstosa. Działa jak normalna komórka tylko, że nie ściąga potworów. Teraz każdy heros może się ze sobą kontaktować. Nico założył kaptur i otworzył duże szklane drzwi w holu wejściowym prowadzące na ulicę. Dwudziestotrzyletni heros ruszył przed siebie w stronę przystanku autobusowego, którym bez problemu dojedzie pod samą swoją uczelnię. Przystanek był typowy dla tej dzielnicy miasta. Dwa duże kawałki blachy i czerwony daszek, standard. Kiedy autobus przyjechał, mężczyzna do niego wsiadł, skasował bilet i zajął pierwsze lepsze miejsce przy oknie.
    Po wysiadce na odpowiednim przystanku, Nico przeszedł parę metrów i znalazł się przed wielkim kamiennym budynkiem. Szara konstrukcja nie zapraszała do środka, a brudne okna w niczym nie pomagały. Czarnowłosy jednak lubił tutaj przychodzić. Wziął wdech i wszedł do środka budynku.

*

    Szósta dwadzieścia trzy. Nico miał tylko siedem minut do końca egzaminu doktoranckiego z kryminalistyki, a wciąż myślał nad ostatnim pytaniem. Chłopak nie mógł sobie przypomnieć tej ostatniej kartki ze swoich notatek. Na dodatek wciąż myślał o swojej pracy doktoranckiej, która leżała na stole. Nico poluzował kołnierz koszuli, którą włożył po przyjściu ja uczelnię. Spojrzał na swojego egzaminatora. Jego pomarszczona twarz jakby prześwietlała Nico od stóp do głów. Jego wzrok był tak przenikliwy jak wzrok Chejrona. Gdy Nico tylko spojrzał w jego szmaragdowe oczy od razu znalazł w nich odpowiedź na pytanie. Szybko naskrobał odpowiedź na kartce, oddał egzamin, spojrzał ostatni raz na swoją prace i szybkim krokiem wyszedł z obskurnej sali. Zamykając za sobą drzwi Nico poczuł ulgę. To koniec? Zero nieprzespanych nocy nad książkami? Był tego niemal pewny. Młody di Angelo szedł korytarzem uczelni, gdy ktoś od tyłu zasłonił mu dłońmi oczy. Dobrze znał ten ciepły i delikatny dotyk towarzyszącym zapachem gumowych rękawiczek i mydła w płynie. Will. Nico przystanął i uśmiechnął się pod nosem.
- Zgadnij kto to – Powiedział wesołym głosem blondyn.
- Percy? – Odpowiedział zaczepnie Nico i szybko się obrócił przy tym uwalniając się z tymczasowej „ślepoty”.
- Jesteś tak słaby w tę grę czy jedynie udajesz? – Kiedy to mówił na czole Willa pojawiła się mała zmarszczka. Ukazywała się zawsze gdy Solace’a coś ciekawiło.
- Nie myśl tak długo bo twój mózg wybuchnie! – Zaczął żartobliwie Nico.
- Ej! W moim gabinecie nie dostałbyś naklejki dzielnego pacjenta oraz lizaka – Wypowiadając to zdanie w głosie chłopaka było słychać trochę dumy. Nico złapał partnera za rękę.
- Jak ci poszło? Jak pytania?
- Później ci opowiem, teraz nam się śpieszy – Nico zacisnął mocniej rękę na ręce Willa i pociągnął go za sobą. Gdy obaj wybiegi na ulicę czarnowłosy stanął na palcach i lekko dotknął ustami, ust Willa. Odwrócił się i poszedł przed siebie.
- Na co masz ochotę? Fast Food? Sushi? Może restauracja włoska?
- Dzisiaj jest twój dzień. Ty wybierasz, ja płacę. – Will wyrównał swój krok z krokiem chłopaka.
- To chodź na naleśniki – Czarnowłosy obdarzył Solace’a uśmiechem.
- Od kiedy jesteś taki wesoły i pozytywnie nastawiony do życia, czuję że to moja zasługa. – Blondyn przystanął. Szarooki zrobił to samo.
- Dobrze ci się wydaje. – Nico ruszył w stronę najlepszej naleśnikarni na Manhattanie, uśmiechając się przy tym. Will zrobił dokładnie to samo.
Po paru minutach spacerku oboje dotarli pod wejście do małej smażalni naleśników.      Czarnowłosy otworzył drzwi i wszedł do środka. Przystanął na rogu tak, że Will na niego wpadł. Nico wciągnął powietrze do płuc. W nosie poczuł zapach syropu klonowego, ciasta na naleśniki i czekolady. Chłopak rozejrzał się. W naleśnikarni znajdowały się dwa małe stoliki, jeden większy stół z różową kanapą i cztery miejsca przy barze. Sam wystrój nie zachęcał, lecz naleśniki były siódmym niebem dla podniebienia. Tapeta w paski na ścianach była lekko ubrudzona. Widać, że nowe meble stały na drewnianej podłodze. Wysoki bar, za którym stała kelnerka, świecił pustkami. Jasny blat nie pasował do różowych krzeseł barkowych stojących przed nim.  Will opadł na kanapę, Nico zrobił to samo. Zdjął torbę z ramienia i rzucił ją za kanapę. Podeszła do nich kelnerka. Niska, pulchna kobieta w średnim wieku z jasnymi włosami upiętymi w kok oraz o wesołym wyrazie twarzy. Will miał już zamówić obiad lecz Nico wszedł mu w słowo:
 - Dla mnie duże z kremem czekoladowym i dropsami. Dla tego pana – Nico wskazał ręką swojego chłopaka. – duże z bitą śmietaną i melonem, proszę. Do tego jeszcze po kubku dużej czekolady na głowę. – Nico uśmiechnął się do kelnerki, która poszła w stronę kuchni podać zamówienie.
- Wiesz, zastanawiam się czy przypadkiem ktoś mi cię nie podmienił. Pamiętam cię jeszcze z przed naszego związku i to wygląda jak jakiś sen. Nie poznaje cię. – Powiedział Will z niepewnością w głosie.
 - Mamy nowy etap w życiu. Nie chcę go zaprzepaścić – Nico spuścił lekko głowę. – Kiedyś byłem inny. Pełen gniewu, strachu, bólu i mroku. Do czasu kiedy zaczęliśmy się spotykać. Dałeś mi nadzieję. Jesteś moim promykiem, Will. Kawałkiem słońca, dla którego chce mi się rano wstawać. Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale dziękuję, że jesteś – Nico złapał Willa za rękę i oparł się głową o jego ramię.
- Przestań, bo się rozkleję. Nie masz za co dziękować. Tak naprawdę jesteśmy kwita, ty też dużo we mnie zmieniłeś. Gdyby nie ty, byłbym facetem który ogląda kreskówki!
- Em, Will? Ty oglądasz bajki – Nico spojrzał się na ich splecione ręce. – Ale to jest urocze. Szczególnie kiedy nucisz czołówkę Kucyków Pony. Nico spojrzał na twarz Willa. Był cały oblany rumieńcem. Przybliżył głowę tak, by blondyn mógł go pocałować w czoło. Usta blondyna delikatnie musnęły czoło Nico. Czarnowłosy położył swoją głowę ponownie na ramieniu chłopaka. Will natomiast oparł swoją głowę na głowie kochanka. Czekali tak w ciszy póki kelnerka nie przyniosła jedzenia.
- Smacznego – Powiedziała, patrząc na ich splecione ręce. Ledwo udawało jej się stłumić uśmiech. Will wziął małego łyka czekolady i zabrał się do jedzenie swoich naleśników. Nico najpierw wyjadł dropsy z brązowej czekolady, a potem wziął się za naleśniki.
- Jak się miewa mój doktor? – Zapytał Nico przełykając kęs obiadu.
- Dobrze, dziękuję. Jutro mam operację, jedną lub dwie wizyty i całą resztę czasu dla ciebie. - Blondyn uśmiechnął się wkładając sobie kawałek melona do ust. Może Will nie wyglądał na osobę, która się nie boi krwi, lecz tak naprawdę był świetnym lekarzem. Z roku na rok robił duże postępy. Już teraz ma własny gabinet i operuje. W tak młodym wielu to nie możliwe, ale nie dla dzieci Apolla, dołączając do tego specjalizację w Obozie Jupiter, która trwała o wiele szybciej niż w życiu śmiertelników. - A ty? Co zamierzasz?
 - Jeszcze nie wiem. -  Nico wzruszył ramionami. – Los pokaże.
    Na talerzu Willa został ostatni naleśnik. Blondyn wziął go w ręce i złożył w pół. Ugryzł na środku koła mały kawałek naleśnika. Resztę przyłożył do oka i zaczął się śmiać:
- Jestem cyklopem! – Zawołał. – Mam nadzieję, że Tyson się nie obrazi. Nico zaniósł się śmiechem. Wyszczerzył białe zęby w uśmiechu do Willo-naleśnika. Blondyn wziął placka z talerza Nico i włożył go całego do buzi. Podczas żucia, cały czas się uśmiechał.
                    Ej! To…to… - Nico nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Z jego ust wydobywał się tylko śmiech, a z oczu łzy. Niebieskooki zdjął swoją „maskę” i rzucił ją na talerz. Wypił resztkę czekolady i wstał by zapłacić.
- Nie chcesz jeszcze zostać? – Spytał czarnowłosy tłumiąc kolejny atak łez śmiechu.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej trzydzieści dolarów, podał je kelnerce za ladą.
- Chodź. Obaj podziękowali i wyszli z naleśnikarni.
- Co to za niespodzianka? Przecież wiesz, że ich nie lubię. – Powiedział Nico wkładając kaptur na głowę i łapiąc Willa za rękę.
- Zobaczysz. Chodź. – Niebieskooki pociągnął di Angelo za sobą. Mężczyźni szli tylko kawałek, zatrzymali się przy jednym z większych wieżowców w mieście. Syn Apolla spojrzał się na czarnowłosego i się uśmiechnął, ścisnął jego dłoń i ruszyli do drzwi wejściowych. Hol był obłożony ciemnym marmurem. Ulubionym kamieniem Nico. Will podszedł do portiera i wymienił z nim parę zdań szeptem. Wydało się to Nico lekko podejrzane. Już chciał się zapytać o co tu chodzi, lecz jego partner jakby to wyczuł i uciszył go ręką. Solace przywołał windę, wciskając małą strzałkę w górę przy dużych metalowych drzwiach.  Drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym „ding”, oboje do niej weszli. Korciło go by zapytać się Willa o co chodzi. Miał jednak przeczucie, że zaraz się wszystkiego dowie. Blondyn wcisnął guzik ostatniego piętra i ruszyli w górę, jednocześnie słuchając muzyki wydobywającej się z głośników. Na samym końcu winda się zatrzymała, a do uszów Nico dobiegło kolejne „ding”. Niebieskooki wyszedł pierwszy, a za nim Nico. Szli korytarzem obłożonym szarymi kafelkami. Gdy dotarli do drzwi numer 268, Will wyciągnął klucz z kieszeni spodni i przekręcił go w drzwiach. Oboje popatrzyli się na siebie.

- Witaj w domu, skarbie – Te słowa blondyn wymówił najsłodszym tonem świata wprost od lewego ucha Syna Hadesa.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

ŻYJĘ? JEDNAK NIE

Hej!
Wiem zabijecie mnie, ale cóż…
    Więc chciałbym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić za moją naganną aktywność oraz za obietnicę, które Wam składałem w wiadomościach prywatnych. Niestety pisanie utrudniają mi moje problemy (Nie będę Wam pisać o nich bo wiem i znam osoby, których to nie interere), szkoła oraz brak czasu. Myślałem nad zawieszeniem bloga. Ta myśl odeszła ode mnie tak szybko jak przyszła. Z tego powodu przepraszam jeszcze raz :( Za to mam dla Was dwie wiadomości nie wiem czy obie dobre, nie wiem ocenicie to sami.
   Pierwsza jest taka, że znalazłem sobie osobę do poprawiania błędów :)
   Druga jest taka, że rozdziały będą ukazywać się dwa razy w miesiącu

    Więc to koniec ogłoszeń, jeszcze raz przepraszam :( Następny rozdział będzie na 100% ok. 1 lutego, mam nadzieję, że ze mną zostaniecie.

czwartek, 1 stycznia 2015

ROZDZIAŁ VIII

~Pewna córka Ateny i ja, chcielibyśmy życzyć wam wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku! Wow mamy już 2015! Dobra koniec mojej podniety. Przed sobą macie speszial rozdział napisany wraz z cudowną i mega utalentowaną (zazdrośćmy jej wszyscy talentu pisarskiego!) MERR. Tak nasza wspaniała Merr zgodziła się ze mną napisać ten rozdział. Bardzo Ci za to dziękuję, więc razem z Mary zapraszamy was do czytania i komentowania. Tak, tak szukam bety ;-; ~




    Sylwester w Obozie Herosów to dosyć specyficzne święto. Półbogowie, nawet całoroczni, wyjeżdżają wtedy do swoich rodzin, żeby z nimi celebrować rozpoczęcie Nowego Roku. Jeżeli ktoś chce jednak zostać, Chejron zwykle nie widzi sprzeciwu. I nigdy nie protestował, aż do tego roku, kiedy okazało się, że został wezwany na Olimp.
                Nawet Annabeth, która zwykle wiedziała o wszystkim bezpośrednio od centaura, nie została dopuszczona do kręgu wtajemniczonych. Dostała jedynie nakaz opuszczenia obozu, co natychmiast przekazała wszystkim całorocznym, którzy zamierzali spędzić Sylwester w Obozie Herosów. Wtedy do gry wkroczył Percy, który w tym roku już oznajmił swojej mamie, że tym razem zabawa Nowo Roczna będzie dla przyjaciół, nie dla rodziny. Do prośby dołączyli Frank, Hazel, Reyna, Piper i Jason. Chejron, choć niechętnie, w końcu ustąpił, kiedy Nico di Angelo i Will Solace zastosowali na nim jakiś dziwny zabieg maślanych oczu i tej swojej gejowskiej magii. W dodatku poparł ich Nick Mortem, kolejny idiota od Hadesa, który myśli, że jak założy glany, to wszystko mu wolno.
                Mike nienawidził ich wszystkich, zwłaszcza Nico i Willa. Nie zasługiwali na nic, na co im pozwalano. Byli parą debili, którzy myśleli, że jakieś zboczenie seksualne czyni ich lepszymi i przez to zasługują na tolerancję. Według Mike'a było wręcz przeciwnie.
                Dzień przed zabawą zrobił to, co planował od bardzo dawna - poprosił swoją matkę o pomoc. Nemezis wydawała się jedyną boginią, która mogła mu ułatwić zemstę, a wszystko, co wystarczyło zrobić, żeby to ułatwić, to ją do tego przekonać. Jako jej syn, Mike nie miał z tym większych problemów.
                 Nemezis przyrzekła mu zemstę na Nico i Willu. Obiecała, że przyszykuje też coś specjalnego dla Nicka, który ośmielił się nazwać Mike'a homofobem. Mike wolał określenie "nieprzyjazny innym orientacjom seksualnym", jeżeli chodzi o nazewnictwo. Nie dlatego, że nie zgadzał się z terminem "homofob". Po prostu nie lubił, jak go tak nazywały osoby, których nienawidził, a Nick się do nich zaliczał.
                W przeddzień Nowego Roku szare oczy Mike'a z szyderstwem przypatrywały się przekomarzającym się chłopakom. Ten dzień miał przynieść im wstyd i ból, a przede wszystkim wymazać na zawsze z ich pamięci zboczenie, jakiego ośmielili się dopuścić.

Gdy Hostibus obserwował parę, przypomniały mu się te czasy, kiedy jego najlepszy przyjaciel okazał się gejem. Mike był wtedy w drugiej klasie gimnazjum i nie mógł się z tym pogodzić. Zerwał kontakt z Yanem, tym homoseksualistą, i przyrzekł sobie raz na zawsze, że nigdy nie pozwoli by w jego życiu lub otoczeniu znajdowały się związki homoseksualne. Nie wiedział, dlaczego zareagował tak emocjonalnie na orientację chłopaka. Może istniał cień szansy, że on sam... Nie. On zawsze był hetero.
    Mike zamknął oczy i wrócił do swojego domku dzieci Królowej Zemsty.
                                                       * * *
    Nico siedział nad jeziorem wraz z Willem. Siedzieli na jego brzegu, mocząc stopy w mulistym brzegu.
- Już jutro Nowy Rok. Mam nadzieję, że mój prezent ci się spodoba. - Mówiąc to, Will wrzucał kamyki do wody.
- Mówiłem ci już, że nic nie chcę. Byliśmy ostatnio w kinie, nie pamiętasz? - Nico z uśmiechem wspominał ostatni piątkowy wieczór. - To był najlepszy prezent, innego już nie potrzebuję.
- Tak, ale to był prezent od Nicka - sprostował Will. - Sam ci powiedział, że to dla niego drobiazg.
Will naprawdę tak uważał. W końcu najadł się tyle popcornu, że zapas wystarczyłby mu na całe życie.
    Nico nie odpowiedział, bo myślał nad jedną rzeczą, której trochę się obawiał. Podczas zabawy miał się pojawić w obozie Percy. Nico niby powiedział swojemu chłopakowi, że syn Posejdona był kiedyś idolem Nico, ale mimo wszystko bał się tego spotkania.
 - Wiesz, chyba pójdę już do trzynastki. Głowa mnie boli - skłamał czarnowłosy.
- Pójść z tobą? - zapytał Will z błyskiem w oku.
- Muszę sam nad czymś pomyśleć - wykręcił się Nico. Pocałował chłopaka w czoło, po czym udał się do swojego domku, pozostawiając Willa przy jeziorze.
    Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazały się muskularne plecy jego brata, a na nich tatuaż. Trzy kruki, dwa czarne i jeden biały. Miały one oznaczać inność ich właściciela. Chłopak miał na sobie spodenki do ćwiczeń i czarne trampki. Burzooki odwrócił się do Nico.
- Idę biegać - mówiąc to, włożył na siebie czarną koszulkę. - Jakbyś mnie szukał, jestem w lesie - mrugnął do di Angelo i wybiegł z trzynastki.
    Nico położył się na swoim łóżku, do jego głowy zaczęło napływać milion myśli.
Następnego dnia Nico obudził się pełen złych przeczuć. Miał wrażenie, że to nie będzie jego najszczęśliwszy dzień w życiu, chociaż powinien być; w końcu był trzydziesty pierwszy grudnia, Sylwester. W dodatku nie taki sobie zwykły Sylwester, ale pierwsza Noworoczna zabawa, który miał spędzić razem z Willem. Mimo tego Nico nie mógł odpędzić od siebie pesymistycznych myśli. Chociaż jego przeczucia zwykle się sprawdzały, miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
                Leniwe przeciąganie się Nico na łóżku zepsuły mu krzyki dochodzące z zewnątrz. Di Angelo odsunął czarną zasłonę i wyjrzał przez okno. Dreszcz przebiegł mu po plecach.
                Zeskoczył z łóżka, ubrał się w pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, jakie wpadły mu w ręce, po czym wybiegł z trzynastki na łeb na szyję, budząc przy okazji jeszcze śpiącego Nicka. Jeszcze nie zdążył powiedzieć słowa, a już został otoczony przez znajome ramiona.
                  - Dzień dobry! - powiedział mu do ucha śpiewnym głosem Will. - Co tak wcześnie?
                Nico odsunął się, posyłając nikły uśmiech chłopakowi.
                - Hałas.
                - Przenika przez twoją trumnę?
                - Nieśmieszne, Solace - szturchnął go Nico.
                Przez ramię spojrzał na przybyszów. Jason pomagał Piper zejść z Groma. Był nieco wyższy, niż Nico go zapamiętał, ale poza tym w ogóle się nie zmienił. Obok nich Hazel, siostra Nico, wygrzebywała z włosów przemienionego chwilę temu z orła Franka pióra. Reyna stała dumnie wyprostowana, a jej psy po jej dwóch stronach jak kamienni strażnicy. I wreszcie, na szarym końcu, dwie najbardziej rozpoznawalne w świecie półbogów sylwetki - Percy Jackson i Annabeth Chase.
                Nico poczuł, jak w jego gardle staje gula. Niemal się zachłysnął, gdy dobiegł go głos syna Posejdona:
                - Hej, Nico! Jak żyjesz, stary?
                Nie zamierzał krzyczeć, ale głupio byłoby nie odpowiedzieć. Skinął więc na Willa, żeby ten poszedł za nim. Zdziwiony Solace posłusznie podreptał za swoim chłopakiem, szeptem domagając się wyjaśnień.
                Szczerze mówiąc, Nico też chciałby się od siebie dowiedzieć o paru sprawach. Na przykład o tym, kiedy zamierzał powiedzieć Willowi o swojej dawnej fascynacji Percy'm, zanim Will się spostrzeże, że coś jest nie tak.
                Później, obiecał sobie w myślach. Do wieczora jeszcze kilka godzin.

***
                Mike obserwował zza drzew, jak di Angelo i chodzący za nim jak piesek Solace witają się z przybyłymi herosami. Mike czuł ukucie zazdrości, nigdy nie miał wielu znajomych. Co dopiero przyjaciół.  Widząc tą cała sielankę Hostibusowi chciało się rzygać.
                                                    * * *
    Nico rzucił się na szyję siostrze, która prawie co się przewróciła.
-Cześć, Hazel - Chłopak pocałował dziewczynę w czoło. - Tęskniłem - Wyszeptał. - Kod 236 - Powiedział naj ciszej,  jak potrafił.
    Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem znaczącym "później". Gdy wszyscy się już przywitali, zaczęli zmierzać do swoich domków. Nikt poza jedenastką herosów nie znajdował się na terenie Obozu Herosów. Nico myślał, że będzie to bardzo spokojny Sylwester. Jeśli coś z życia herosa może być spokojne. Percy wraz z Annabeth udali się do domku numer trzy. Piper oraz Jason udali się do jedynki. Frank już chciał udać się z Hazel do domku Aresa, lecz ta powiedziała, że musi porozmawiać z bratem. Chłopak wraz z Reyną udał się do domku boga wojny. Dziewczyna spojrzała tylko na brata i jego rękę zaplecioną w rękę Willa i pewnym krokiem ruszyła do domku numer trzynaście.
    Otworzyła drzwi, oczom ich trojga ukazał się Nick Mortem, stojący przed swoim łóżkiem w czystym ubraniu.
- Cześć, jestem Hazel, jestem córką Plu... - Dziewczyna nie dokończyła, Mortem uściskał swoją siostrę.
- Wiem kim jesteś Hazel, gdy twoja dusza znajdowała się w Podziemiu, codziennie ją obserwowałem.  Starałem się ją uchronić, ale co tam jesteś moją siostrą. To chyba normalne. Dobra gdzie ten wasz syn Posejdona, chcę poznać swojego krewnego - Szatyn wyszedł z domku, zostawiając  trójkę herosów, oszołomionych tą rozmową.
    Żaden heros nie ruszył za nim. Po chwili oszołomienia cała trójka doszła do siebie.
- Wow – Powiedziała Hazel, podchodząc do okna i patrząc na swojego brata, zmierzającego ku domkowi numer trzy. -  Jak wam się wiedzie? – Zapytała.
- Jak widzisz – Powiedział Nico podnosząc swoją lewą rękę. Była ona spleciona wraz z prawą ręką Willa.
- Ja się chyba nie przedstawiłem, Will Solace, syn Apollina – Złotowłosy puścił rękę swojego chłopaka i wyciągnął ją w stronę centuriona V kohorty. – Miło mi cię poznać.
- Mnie też – Hazel uścisnęła rękę niebieskookiego – Hazel Levelque, córka Plutona. Siostra Nico, ale to chyba wiesz – Dziewczyna czule się do niego uśmiechnęła. Will odwzajemnił uśmiech.
- To co, może oprowadzimy naszych rzymian po obozie? – Zapytał Nico. Złotowłosy przytaknął. Trójka herosów wyszła z trzynastki, zmierzając w stronę domku numer pięć.
    Po godzinie oprowadzania i opowiadania o Obozie Herosów, Frank, Hazel, Reyna, Will i Nico mieli dość. Udali się więc do pawilonu jadalnego. Przybyli akurat na czas obiadu. Przy stoliku numer trzy siedziała Annabeth wraz z Percy’m i Nickiem. Natomiast Mike siedział przy stole swojej matki. Piątka herosów przysiadła się do nich. Annabeth jadła tarte ze szpinakiem, Percy zajadał się pizzą, a Nick powoli skubał swoje krewetki.
- Jak ty możesz to jeść, przecież to dzieci naszego…znaczy mojego ojca, a twojego ileś tam pra dziadka! – Annabeth przewróciła oczam. Percy nadał patrzył na talerz Mortem i powtarzał w kułko te same słowa. – Nie wierzę.
- Percy – Powiedział Nick wkładając sobie krewetkę do ust. – One, są, pyszne.
- Ann, kochanie, czy to jest tak jakby ,matka jadła swoje dzieci? – Zapytał Percy z buzią pełną włoskiego placka z dodatkami.
- Nie, Glonomóżdżku – Powiedziała Annabeth, widocznie znudzona tą rozmową. Spojrzała błagalnym wzrokiem w stronę piątki herosów. Gdy już usiedli, wszyscy zamówili sobie to na co mieli ochotę. Na talerzu Reyny pojawiła się sałatka z fetą i oliwkami, Frak zajadał się wołowiną, Hazel powoli jadła owoce, Nico zajadał się zupą krem z brokułów, a natomiast Will zajadał się rybą. Wyglądała ona jak łosoś.
- Kolejny, który je rybę – Oburzył się Percy. Całe grono nastolatków przy stole Posejdona zaczęło się śmiać. – Powiedziałem coś nie tak? - Zapytał syn boga mórz.
- Czy możecie rozmawiać trochę ciszej? – Zza ich pleców, dobiegł ich głos Hostibusa.
- Przepraszam masz jakiś problem? – Zapytał Nick, odwracając się w stronę syna Nemezis.
- Mam i to wiele, właśnie na nie patrzę. Jak widzę nie da się spokojnie zjeść – Chłopak wstał wziął swoją miskę z zupą i udał się w stronę swojego domku.
- Kto to był? – Zapytała się Reyna, po raz drugi od przywitania.
- Taki jeden kretyn, nie przejmuj się nim – Powiedział Nick i uśmiechnął się do Pretorki Rzymu. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, rumieniąc się przy tym.
    Podczas dalszego spożywania obiadu oraz rozmawianiu na dziwne tematy. Nick spoglądał na Reynę, a ona na niego. Jednak gdy ich spojrzenia się spotykały oboje opuszczali głowy, udając że wracają do jedzenia.
Nico podglądał ich ukradkiem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Nie mógł uwierzyć, że jego brata w końcu zainteresowała jakaś dziewczyna na tyle, żeby bał się odpowiedzieć na jej spojrzenie. To oznaczało, że Reyna go zaintrygowała.
Nie wierzył, że wszystko układało się tak idealnie. Percy jak zwykle zapewniał wszystkim rozrywkę, przekomarzając się z Annabeth. Hazel była miła jak zawsze, a przy Franku wprost promieniała. Jason poszedł z Piper do Jedynki, gdzie pewnie dobrze się bawili w swoim towarzystwie. A Nico... On miał Willa. Patrząc na Solace'a myślał o tym, jaki jest w tym momencie szczęśliwy.
- Co jest? - spytał syn Apolla, marszcząc brwi.
- Nic. Zupełnie nic - odpowiedział Nico z lekkim uśmieszkiem.
Will ścisnął jego rękę, po czym wrócił do zajadania ryby pod nieufnym spojrzeniem Percy'ego.
Nico, nadal w dobrym nastroju, rozejrzał się po jadalni. A wtedy uśmiech mu zrzedł, bo zobaczył stojącego nieopodal Mike'a. Pod jego stopami leżała rozbita miska.
Syn Hadesa nagle poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Wstał z miejsca i ruszył w stronę Hostibusa, ale ten pokręcił głową. Nico się zatrzymał. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem - Nico spoglądał na chłopaka ze zdziwieniem, syn Nemezis z nienawiścią.
- Hej, Nico! - zawołał Will ze śmiechem. - Chcesz trochę łososia?
- Nico nie będzie jadł łososia! - oburzył się Percy.
Syn Hadesa odwrócił na chwilę wzrok od Mike'a, włączając się w spór. Kiedy rozejrzał się ponownie, syn Nemezis zniknął. Nico zdziwiony wrócił do stołu. Usiadł i oszołomiony nagłym zniknięciem Hostibusa, przewrócił swoją miskę z zupą.
- Hej Nico, wszystko dobrze? - Zapytał Will, łapiąc rękę swojego chłopaka.
- W najlepszym - Odpowiedział czarnowłosy. Dziwnie się czuł, miał wrażenie, że jego mózg przestaje pracować. - Posprzątam po sobie.
- Ale Nico, talerze same się pozbierają - Złotowłosy wstał łapiąc za ramiona di Angelo. Inni herosi przestali jeść. - Może chcesz się położyć? - Zapytał Will. Zawsze kiedy Nico się źle czuł, jego głos się zmieniał. Stawał się bardziej troskliwy, a jego właściciel bardzo nerwowy.
- Spokojnie, posprzątam po sobie i Mike' u.
- Nico, napewno wszystko w porządku? - Zapytał Nick, wstając. Co dziwne Reyna też wstała. Obydwoje wymienili wstydliwe spojrzenia.
    Lecz Nico nie zwracaj na nich uwagi, uwolnił się z uchwytu Willa i ruszył w stronę miski Hostibusa. Czuł,  że musi ją podnieść. Wszystkie oczy były skierowane ku niemu. Metalowe psy Reyny zaczęły warczeć. Nico czuł jeszcze większe otumanienie w swojej głowie.
- Nico nie dotykaj tego! - Krzyknęła Reyna i ruszyła w stronę chłopaka.
    Lecz Nico był szybszy dotknął miski. Gdy jego palec dotknął naczynia, zamieniłą się ono w jego największy koszmar. Przed nim, nie wiadomo skąd pojawił się najgorszy pies. Trzy głowy Cerbera były skierowane w jego stronę.
- Nie! Nico odsuń się od niego! - Krzyknęła ponownie Pretorka i zaczęła biec w stronę czarnookiego. Nick był jednak szybszy złapał ją w pasie. Ta zaczęła się wiercić i kopać burzookiego.
- Nico cień! - Krzyknął Nick, nie wypuszczając dziewczyny ze swojego uścisku.
    Percy odetkał Orkana i natarł na stwora. Nico przypomniał sobie o radzie brata i skoczył cieniem, oddalając się od piekielnego psa o parę metrów. Cerber zawarczał.

- Will, biegnij do jedynki po Piper i Jasona - Powiedziała spokojnie Annabeth. Nico zawsze podziwiał spokój dziewczyny w tak krytycznych sytuacjach. Will puścił się biegiem w stronę obozowych domków.

sobota, 20 grudnia 2014

ROZDZIAŁ VII

    Nico leżał w swoim łóżku. Koło niego chrapał Will. Nicka tej nocy nie było w trzynastce.
Czarnowłosy nie mógł spać, rozmyślał nad ostatnia nocą w lesie. Myślał o tym co się tam wydarzyło. Nico padł jak jakiś zdechły pies, Will również. Podobno obaj tam leżeli przez jakieś dwie godziny. Odurzeni jadem jakiegoś pobliskiego potwora. Nad ranem znalazł ich Nick. Chłopak wytropił ich miejsce położenia, jeśli zrobił to sam bez pomocy bogów. To jego łowy były godne Artemidy. Nico wciąż myślał o tym ile potrafi jego brat. Czarnookiego to dołowało, ale on też wiele potrafił…podobno. Koniec, pomyślał Nico. Nie może się tak dołować. Przytulił się do złotowłosego, który nawet nie drgnął w swoim kamiennym śnie. Czarnookiemu przypomniały się wersy przepowiedni, którą podczas ostatnie części Piętna Hadesa usłyszał. „Nadchodzi, ten, którego wszyscy nazwisko znać powinni”,” Jego głos w ciemność was zaprowadzi”  i ostatni wers, który Nico bardzo intrygował „Przepowiednię Królowej odmieni”. Królowa, jaka Królowa? Chyba nie chodzi o tą starszą babcię z Anglii, która pije herbatę o piątej po południu! Ona jest dziwna. Nie ważne. Myśląc nadal nad tymi wersami, chłopak uświadamiał sobie o kogo chodzi. Chodziło o jego brata Nicka. Po pierwsze Nadchodzi, ten, którego wszyscy nazwisko znać powinni  jego nazwisko z łaciny oznacza Śmierć, każdy powinien znać śmierć. Po drugie Jego głos w ciemność was zaprowadzi , gdy Mortem przemawiał wszyscy nie wydawali z siebie głosy, zwierzęta, ludzie, potwory i inne stwory mitologiczne. Miał tak spokojny i przekonywujący głos, że każdy robił to co chciał Nick. Po trzecie, no w tym problem Nico nie wiedział o co chodzi z tym, po trzecie. Te słowa były dla niego nie jasne. Niby banalne, ale nie do rozszyfrowania.
    Powieki Nico powoli opadały. W końcu Hypnos zabrał go do krainy koszmarów. Czarnowłosemu śniło się to co zawsze. Czyli Persefona pastwiąca się nad Nico z Cerberem u boku. Tym razem chłopak biegł przed siebie z zieloną pochodnią po Tartarze, słysząc za sobą warczącego Psa Podziemi. W pewnym momencie Nico potknął się o kamień i upadł na zimne podłoże. Gdy spróbował wstać, Cerber położył na nim swoją ogromną łapę, łamiąc przy tym żebra Nico. Piekielny pies powoli zbliżał swoją wielka głowę do twarzy chłopaka. Pozostałe dwie zaczęły rzuć ręce syna Hadesa. Czarnowłosy zawył z bólu. To nie był jednak koniec tortur. Cerber przybliżył środkową paszczę i z impetem pożarł głowę czarnookiego.
    Nico obudził się cały zlany zimnym potem. Dyszał ciężko i się trząsł. Czarnooki dotknął swojej twarzy. Była zimna jak lód, zimniejsza niż zwykle.
- Nico, wszystko w porządku? – Czarnowłosy usłyszał za sobą głos Willa.
Dziecię Podziemia odwróciło się w stronę syna Apolla. Nico był przerażony swoim snem. Uświadomił sobie parę rzeczy. Wstał z łóżka i skoczył cieniem, nie odpowiadając na pytanie ukochanego. Chłopak znalazł się na polanie wśród sosen i świerków. Syn boga Podziemi miał na sobie tylko bokserki do spania. Było to trochę nie poważne ponieważ była zima, ale tam gdzie Nico się znajdował było przynajmniej dwadzieścia sześć stopni! Chłopak rozejrzał się dookoła. Zobaczył tylko ów drzewa i dość duże jezioro parę metrów dalej. Nico ruszył pewnym krokiem w stronę źródła słodkiej wody. Gdy już się tam znalazł, włożył stopy do jeziora. Woda była w odpowiedniej temperaturze oraz co dziwne. Była nieskazitelnie czysta. Nie było tam żadnych stworzeń morskich, roślin, kamieni, mułu. Kompletnie nic! Po prostu dziura z straszliwie czystą wodą. Nico postanowił się wykapać. Zdjął swoje jedyne nakrycie ciała i rzucił je na równie czysty piasek. Chłopak wskoczył do wody. Zaczął powoli płynąć w stronę drugiego końca jeziora. Nico nigdy nie przepadał za pływaniem, a jego umiejętności były marne, prawie że równe zeru. W tym źródle wody, chłopak czuł się jak zawodowy pływak lub nawet potomek Posejdona! Oczywiście nie dorównywał Percy’ emu i Nickowi, ale czuł się świetnie! Powoli zaczął zmieniać kurs, zaczął nurkować, wyskakiwać z wody. Chłopak zaczął dogadywać się z wodą. Pływał każdym stylem świata, w pewnym momencie zanurkował tak głęboko, że kiedy z całej siły wypłynął na powierzchnię, wyskoczył metr nad wodą i wpadł do niej bez bólu. Gdy jego czarnowłosa głowa znów się wynurzyła z nad tafli wody, chłopak zaniósł się śmiechem. Po godzinie zabawy w wodzie , chłopak położył się na wodzie do góry brzuchem i zaczął powoli dryfować. Nagle usłyszał szelest liści. Nico przestał unosić się na wodzie i popłynął w stronę tego szelestu. Gdy już tam dotarł do tego miejsca za drzewa wyszła najpiękniejsza kobieta jaką czarnowłosy kiedykolwiek widział. Miała na sobie czarny ,dwuczęściowy kostium do pływania. Jej czarne włosy opadały na piękne i okrągłe piersi. Jej twarz była po prostu piękna! Miała zielone, jak szmaragdy, oczy. Jej opalona skóra bardzo dobrze do nich pasowała.
- Wybacz, pani, że widzisz mnie w takim stanie – Nico zwrócił się do Afrodyty z opuszczonym wzrokiem.
- Ależ, kochanie. Jestem boginią piękności i miłości – Afrodyta powoli wchodziła do wody. – Ludzkie ciało nie jest mi obce. Myślisz, że jaki urodził się Eros? Był golusieńki, tak jak ty – Głos Olimpijki był słodki, melodyjny, śpiewny ale i też seksowny. – Mam do ciebie sedno pytanie, słodziutki. Czujesz moją aurę? – Bogini weszła już do wody i podpłynęła do Nico.
- Niestety nie, moja pani – Właśnie, aura. Każdy z bogów ją miał, ale Nico nie czuł pożądania Afrodyty. Jak to powinien czuć.
-Ahh –Powiedziała teatralnie. – To pewnie dlatego, że jesteś gejem.
    Nico po raz pierwszy usłyszał to słowo skierowane w jego stronę od osoby, która była dla niego miła. Zwykle jego znajomi mówili, że jest homo. Nico to nie przeszkadzało, że Afrodyta użyła tego słowa. Tak był gejem i się tego nie wstydził!
- Czy ja też mogę zadać pytanie, pani? – Zapytał speszony swą nagością chłopak.
- Ależ oczywiście, skarbeńku – Odpowiedziała bogini miłości.
- Czemu mi się ukazałaś, dziecku Hadesa? I to dopiero gejowi? – Nico zaczął szybciej ruszać nogami.
- A czemu nie? Miłość to miłość, nawet tacy jak ty na nią zasługują – Słowa Afrodyty wydały się próżne i obrażające jego rodzinę i jego osobę, ale puścił je mimo uszu. – Poza tym przybyłam tu i skierowałam cię tutaj by się ostrzec.
- Ostrzec? – Powtórzył Nico.
-Tak, przed twoja macochą. Planuje coś z Nemezis, nie wiemy dokładnie co – Jej wypowiedź przerwał grom na niebie. – Zeus, słuchaj twój chłopak, brat oraz ta rzymianka.
- Reyna? – Zapytał Nico.
- Tak ona. Musicie być gotowi na misję. Rozumiesz? Myślę, że jeszcze się spotkamy w tych czasach. Gdy już wyjaśniłam ci to co miałam wyjaśnić, słuchaj raz jeszcze. Will lubi truskawki w czekoladzie i jak masujesz mu brzuch – Afrodycie znów przerwał grzmot. Ta jednak podniosła rękę z uniesionym środkowym palcem w górę. – Jeszcze nigdy nie radziłam nic gejom! – Krzyknęła jak wariatka. Nico podziwiał ja za ten czyn. – Lubi jeszcze melony i jak go przytulasz, reszta sama ci przyjdzie, a teraz żegnaj, cukiereczku – Afrodyta pocałowała Nico w czoło i wtopiła się w wodę.
    Nico jak najszybciej wyszedł z wody, założył bokserki i skoczył cieniem do Obozu Herosów.



~Mam nadzieję, że się wam podobało. Mam też nadzieję, że zetkniecie się jeszcze z moim tekstem w Wigilię! J Ale nic nie obiecuję. Na razie jeszcze raz przepraszam, za problem z rozdziałem VI. Pozostaje mi tylko zaprosić was do komentowania :*~
ROZDZIAŁ VI


~ Chciałbym was bardzo, ale to bardzo przeprosić za to, że nie było rozdziału w stałym dniu :/ Jeszcze dzisiaj ukaże się VII rozdział ;) Przepraszam raz jeszcze i nie pozostaje mi nic innego niż, zaprosić was do czytania i komentowania J ~


    Nico siedział w kinie, trzymając Willa za rękę.
    Byli oni na maratonie horrorów. Czarnowłosego to śmieszyło, lecz jego partner by powstrzymać się od zamykania oczu, zajadał się popcornem. Zjadł ich już cztery wielkie pudełka. Jak się znaleźli w kinie? Nick. Chłopak załatwił im ten wieczór, a sam poszedł na jakąś zabawę dla śmiertelników. Powiedział, że musi się czegoś napić i pomyśleć nad paroma rzeczami.
    Will właśnie skończył pożerać piąte pudełko. Ile tego się zmieściło w jego płaskim brzuchu? Nico rozmyślał nad tym od dziesięciu minut. Patrząc na ekran.
- Już nigdy więcej nie zjem popcornu – Mówiąc to Will, ścisnął rękę czarnookiego. Na sali byli tylko oni i parę par siedzących niżej.
    Siedzieli tam jeszcze parę godzin, aż maraton się skończył. Po seansie ubrali się i wyszli z kina. Noc była bardzo ciepła i piękna. Księżyc w pełni królował na niebie wśród jasnych gwiazd. Po ulicach miasta wlekli się tylko jacyś pijani mężczyźni, śpiewając jakieś sprośne piosenki.
- Mam ochotę na spacer, co ty na to? – Zapytał Nico, złotowłosy niechętnie pokręcił głową.
- Masz broń? – Niebieskooki sięgnął ręką  w okolice uda. Tam gdzie zawsze nosi swój nóż myśliwski.
- Ja? Zawsze. – Nico pociągnął chłopaka w stronę najbliższego lasu, który znajdował się dwa kilometry od ich położenia.
    Gdy obaj zmęczeni doszli już na miejsce, Nico spojrzał na zegarek od brata. Nick kupił go parę dni po tym jak dowiedział się kiedy były jego urodziny. Nico opierał się, lecz gdy szatyn otwiera usta, wszyscy milkną, nawet zwierzęta. Miał tak magiczny głos, prawie tak jak Czarmowa Piper. Wskazówki zegarka wskazywały na to, że jest parę minut po czwartej nad ranem.
- I co było tak strasznie? – Zapytał Nico z złośliwym uśmieszkiem  na twarzy. Złotowłosy objął czarnookiego w tali i przyciągnął do siebie.
- Nie, z tobą nigdy – Usta Willa lekko dotknęły ust czarnowłosego. Gdy Nico lekko przymknął oczy, złotowłosy przewrócił go na plecy i  zaczął się śmiać. – Gonisz.
    Will zaczął uciekać w ciemny las. Nico poderwał się z ziemi i popędził za ukochanym. Ich zabawa trochę przypominała pościgi bogów lub innych mitologicznych stworzeń za nimfami lub łowy, łowy Artemidy i jej sojuszniczek. Złotowłosy uwielbiał biegać, Nico nigdy by mu w tym nie dorówna. Choć Will zawsze dbał o jego kondycję. Czarnooki stracił z oczu niebieskiego i się trochę zmartwił. Nico przyspieszył. Parę minut po rozpaczliwym szukaniu i nawoływaniu Nico stanął by odpocząć. Z jego ust wylatywała para. Nagle ktoś złapał Nico za usta i odciągnął do tyłu. Chłopak szamotał się lecz napastnik był silniejszy, odciągnął czarnowłosego parę metrów dalej i w końcu go puścił. Chłopak szybko wstał, wyciągnął sztylet spod rękawa i przyłożył go do szyi złoczyńcy. Jego oczom ukazał się Will z palcem jednej ręki przy ustach, a palec drugiej, powędrował w stronę dwóch osób, których chłopak przedtem nie zauważył. Z zarysu postaci można było wywnioskować, że są to dwie kobiety.
    Nico zmrużył oczy i ze swoim Podziemnym wzrokiem spojrzał na ów panie. Jedną chłopak rozpoznał od razu. Była to jego znienawidzona macocha, Persefona. Była ubrana w czarny płaszcz do ziemi. Drugiej kobiety czarnowłosy nie rozpoznał, miała ona długie blond włosy i czarną sukienkę do ziemi. Jej suknia różniła się tym od sukni Pani Podziemia, że wiła się jeszcze przez pół metra po runie leśnym. Kobiety były pochłonięte w rozmowie.
- Moja kochana Nemezis, jesteś pewna, że chłopak jest gotowy? – Zapytała Persefona. Bogini zemsty lekko się uśmiechnęła.
- Ten szczyl jest gotowy zawsze, ale to zawsze na zemstę, moja kochana Persefono. W końcu to ja go urodziłam – Nico wydało się dziwne, że bogini mówi tak o swoim dziecku. Blondynka lekko się uśmiechnęła. – Mam nadzieję, że zrozumiał plan.
- Tak, ciekawe. Martwi mnie tylko jedna rzecz. Czy ten… dzieciak będzie potrafił zabić z zimną – Persefona odrzuciła swe czarne jak słoma włosy do tyłu.
- Mike? Gdybyś widziała, co robił z zabawkami gdy był mały. Wyrywał misiom głowy, żołnierzyki łamał na pół, a samochody zrzucał z piętra. Najbardziej lubił bawić się nożami – Twarz Nemezis przybrała wyraz czystego szaleństwa.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Już na mnie pora, kochanie. Dopilnuj wszystkiego – Persefona zapadła się pod ziemię.
- Nienawidzę jak to robi – Blondyna podniosła lekko suknię i skoczyła w niebo, parę sekund później już jej tam nie było.
    Nico obrócił się w stronę Willa.

- Hostibus – Powiedzieli w tym samym czasie. Los nie był po ich stronie. Nico usłyszał odgłosy sów i w tym samym momencie upadł na leśne runo.

piątek, 5 grudnia 2014

ROZDZIAŁ V +18

~ Chciałbym wam życzyć wspaniałych Mikołajek JDzisiejszy rozdział jest trochę inny niż zwykle. Jest +18!!!!! Wiecie nie chcę was demoralizować (żyjemy w XXI wieku, tak wiem) itp. Szanuję jeśli ktoś go nie przeczyta, ale też szanuję osobę, która to przeczyta. Nie oszukujmy się seks jest codzienną sprawą, jak nie w szkole do w Internecie lub w telewizji :/ Więc miłego czytania, komentowania i przeżywania J Przepraszam za wszystkie błędy~

    Nico myślał o ostatnich zdarzeniach. Okazało się, że Nick jest synem Hadesa, ale również bardzo dalekim potomkiem Posejdona . Gdy narodziła się pra pra pra… ileś razy pra babcia, bóg mórz i oceanów powiedział, że kiedy narodzi się dziecko Hadesa w jego rodzinie zostanie uznane również przez niego, będzie ono miało te same zdolności co dzieci obu bogów, a nawet lepsze. Nick Mortem był tym dzieckiem. Nick. Jest świetnym bratem według czarnookiego, zaakceptował jego związek z Willem, bronił go przed Hostibusem i nadal nie pozwala rzucać innym obelg w stronę Nico i Willa, złotowłosy bardzo polubił nowego członka rodziny czarnowłosego. Dobrze się dogadywali okazało się, że obaj grają w tą samą grę, czyli w kosza. Potrafili tam grać przez cztery godziny bez przerwy! Nico był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
    Nico również odbywał lekcje z Willem, gdy zaczął się wrzesień obaj tego pilnie przestrzegali. Cztery godziny zajęć i godzina „oglądania” naukowego filmu, zwykle kończyło się tak, że film leciał, a obaj herosi się nawzajem łaskotali. Nicholas podczas ich nauki ćwiczył na arenie lub grał w koszykówkę z innymi obozowiczami. Oczywiście chłopak nie mógł się pozbyć łańcuszka dziewcząt od Afrodyty, Demeter, Ateny i Hades wie, od jakich bogów jeszcze! Adoratorki Mortema uspokajały się wtedy gdy rozmawiał z Clarisse, której Nick też się podobał. Chłopak nie miał z tego żadnej uciechy, nie zwracał na nie po prostu uwagi. Gdy Nico spytał się go, czy jakaś mu się podoba odpowiadał, że nie. Wyznał, że lubi silne kobiety takie, które ciężko zdobyć, waleczne, odważne i władcze. Córka Aresa, panna La Rue była taka, lecz burzooki mówił, że to tylko jego koleżanka.
    I tak mijał dzień za dniem. Gdy nastał listopad, pogoda Obozu Herosów się nie zmieniła nadal była upalna, ale nie aż tak jak w czerwcu czy lipcu. Nico leżał  z Willem na plaży, trzymając się za ręce i patrząc jak zachodzi słońce za horyzont morza. Złoty piasek wpadał im w krótko obcięte włosy oraz błąkał się po ich nagich torsach, parę minut temu wraz z Nickiem, cała trójka pływała w morzu. Złotowłosy uczył Nico jak się pływa, a jego brat szalał na desce windsurfingowej. Gdy zrobiło się już trochę późno, burzooki oznajmił, że musi udać się do lasu i dziś nie wróci na noc do domku numer trzynaście oraz dał Willowi oczywisty znak, że to  on ma tam dziś przebywać z jego bratem.
    Will obrócił się i pocałował Nico w policzek. Chłopak oblał się rumieńcem, nie wiedział skąd u niego taka reakcja. Całował się ze złotowłosym milion razy dziennie!
- Kocham Cię, wiesz – Powiedział niebieskooki, uśmiechając się do czarnowłosego. Will miał na nosie czarne okulary przeciwsłoneczne. Choć słońce nie świeciło mu w oczy, to jednak się uparł by je włożyć ponieważ staje się wtedy bardziej cool. Czarnooki uważał, ze wygląda w nich bosko! Ale też uwielbiał „problemy” swojego chłopaka.
- Wiem. Mówisz mi to po parę set razy dziennie! – Nico wstał i położył się na plecach syna Apolla. Jego członek się tym podniecił, zresztą jak zawsze gdy widział Willa. Nico miał ochotę na niegrzeczną zabawę z Willem, tak dawno nie współżyli. – Chodź do mnie, wiesz na co mam ochotę – Wyszeptał uwodzicielsko Nico. W ucho syna boga słońca. Od pewnego czasu zauważył, że bardzo się zmienił jego charakter i podejście do życia. Nico się to podobało.
   Obaj herosi wstali, zabrali swoje rzeczy i czym prędzej pobiegli do kabiny Hadesa. Gdy tam dotarli rzucili swoje rzeczy byle gdzie. Złotowłosy zamknął drzwi na klucz, a Nico zasłonił wszystkie ciężkie, czarne firany. Pomieszczenie stało się nagle czarne, oświetlało je jedynie słabe pochodnie, które swoim zielonym kolorem nadawały nastrój czynności, która za moment miała się tu stać. Czarnowłosy położył się na łóżku, a Will na nim. Powoli zaczął całować szyję Nico, ten wydawał z siebie tylko lekkie jęki zadowolenia. Pocałunki Willa były delikatne,  spokojne i przemyślane w, które miejsce trafić by jeszcze bardziej pobudzić ciało chłopaka. Oczywiście nie mogło się obyć od, lekkiego ssania sutków czarnowłosego. Gdy Will doszedł już do spodenek syna Hadesa zaczął je powoli ściągać nie przestając całować ciała Nico. Gdy spodnie wylądowały na podłodze, przed Willem stanęło sześcio calowe wyzwanie (1 cal= ok. 3 cm dop.aut.).Penis Nico prawie, że rwał się do ust syna Apolla.  Syn boga muzyki podjął się próby i włożył całego penisa Nico do ust. Król Duchów wydał przy tym głośny jęk zadowolenia, było to dla niego uczucie na uczuciami, chciał trwać w tym wiecznie, do słownie wiecznie. Język Willa tez dawał o sobie znać, krążył wokół wału członka di Angelo, jego ręce też cały czas pracowały masując sutki  najmłodszego dziecka Pana Podziemia. Chłopak miał wrażenie, że Will był do tego stworzony.
- Teraz ja chcę – Wyszeptał Nico.
    Widać było, że Solace nie chce przestać, lecz w końcu ustąpił. Nico powtórzył działania swojego partnera, gdy doszedł do spodni szybko je ściągnął i rzucił na podłogę. Teraz to Nico miał przed sobą nie sześcio tylko ośmio calowe zadanie. Chłopak ledwo włożył penisa do ust, lecz zawsze Will mu powtarzał, że ma „głębokie gardło”, chłopak powoli zaczynał krążyć językiem wokół członka blondyna. Jego penis był gorący i twardy jak kamień. Ten tylko jęczał ze szczęścia, di Angelo wyciągnął go sobie z ust i zaczął go powoli całować, delikatnie. Po pewnym czasie po brodzie Nico zaczęło spływać nasienie Willa. Chłopak posłał mu uśmiech, a ten go odwzajemnił słowami.
- Obróć się na plecy – Nico wykonał rozkaz. Podczas seksu Will zawsze wiedział co zrobić kiedy i jak. W tej sprawie był despotycznym władcą.
    Syn Podziemia się obrócił. Will położył się na nim i zaczął lizać plecy Nico oraz masować jego pośladki. Jego język poruszał się powoli, ale zdecydowanie. Góra, dół, góra, dół. Było to jak codzienna rutyna. Złotowłosy wyznał mu podczas, któregoś razu, że „kocha pieprzyć jego seksi tyłek”. Czarnowłosy podczas tych zabaw Willa, czuł dwa uczucia. Jego erekcję wbijającą się w materac i erekcję Willa która dotykała jego uda. Niebieskooki powoli zbliżał się do celu tej zabawy. Zaczął powoli wkładać swojego penisa w tyłek Nico. Chłopak wydał z siebie cichy jęk.
- Mocniej – Poprosił Nico. Will spełnił jego prośbę.
    Po chyba dziesięciu minutach tej przyjemności, czarnowłosy odwrócił się na plecy i zobaczył brudną od spermy pościel, znajdował się ona w dwóch miejscach. Tam gdzie znajdował się Nico i Will. Ich satysfakcja powoli wsiąkała w kołdrę. Teraz to Nico zaczął powtarzać czynności Willa. Czuł się wtedy najważniejszy. Czuł tak jakby nic poza nim i Willem nic nie istniało. Czuł  pożądanie. Gdy po jakiś dwudziestu minutach skończył. Obaj położyli się koło siebie i zaczęli masturbować się nawzajem. Gdy na czynność również się zakończyła, znów oddali swoje nasienie. Nico położył się na Willu i zaczął go całować, a ten dalej robił swoją ulubioną rzecz, czyli masował tyłek kochanka. W tym pocałunku trwali chyba dwie godziny. Ich języki pieściły się nawzajem. Lecz po pewnym czasie ich pozycja zmieniła się przypominając  liczbę 69. Gdy przestali, cali zmęczeni i oblani potem zasnęli ze splecionymi rękoma.
    Gdy Nico się obudził, Will nadal rozebrany bawił się jego grzywką. Syn Hadesu miał zakwasy prawie w całym ciele, szczególnie w pośladkach i mięśniach brzucha. Solace miał pewnie to samo.
- Dzień dobry, Sunshine – Tak Will go zawsze nazywał, jego oczy były zmęczone. – Daliśmy wczoraj czadu, nieprawdaż?
- Z tobą? Zawsze – Mówiąc do Nico zaczął całować Willa.
   


~Jeśli tu dotarliście, to znaczy, że jesteście tak samo porypani jak ja lub nie J Chciałbym poznać waszą ocenę na temat takich rozdziałów. Podobają wam się? Jeszcze raz wszystkiego co sobie zamarzyliście na Mikołajki, mam nadzieję, że się spełnią ;) Jeszcze raz sorry za błędy ;-; ~

sobota, 29 listopada 2014

ROZDZIAŁ IV

    Chłopak posłał Nicowi, nonszalancki uśmiech.
- Mogę, wejść do środka? – Zapytał brunet. Nico odsunął się od drzwi i wpuścił przybysza do swojego domku. Chłopak zdjął kurtkę i rzucił ją na wolne łóżku, odwrócił się do Nica.
- Jestem, Nico di Angelo – Czarnooki wyciągnął prawą rękę w stronę chłopaka.
- Nicholas Mortem, ale mówią na mnie Nick – Chłopak uścisnął rękę czarnowłosego. – Wiem, że to dziwne. Jakiś obcy typ, nie wiadomo skąd, wchodzi do twojego domu i mówi, że jest twoim bratem. Zdaję sobie z tego sprawę, Nico, ale muszę spotkać się z Chejronem.
- Nie ma sprawy tylko, kim ty jesteś? – Zapytał czarnooki, sięgając po swój miecz ze stygijskiego żelaza, który był oparty o ścianę, i przykładając go do gardła chłopaka. Nick, nawet się nie cofnął.
- Spokojnie, nie jestem potworem, musisz mi zaufać – Powiedział brunet, odwracając ostrze miecza, ku podłodze. Nicowi się to nie spodobało. Coś mu w tym chłopaku nie pasowało, był zbyt spokojny. Skąd wiedział o Chejronie i jak się tu dostał? – To ja będzie z tymi odwiedzinami?
- Chodź, zaprowadzę cię do tego twojego Chejrona – Nico odwrócił się i nawet nie dał Nickowi czasu na odpowiedź. Swój miecz przypiął do pasa i ruszył ku Wielkiemu Domowi.
    Przez całą tę drogę chłopcy nie odzywali się do siebie. Tylko Nick przez całą drogę nucił jakąś piosenkę o drzewie wisielców czy jakoś tak. Gdy doszli do celu, Nico zapukał do drzwi.
- Wejść  – Był to ciepły głos centaura, który pewnie popijał herbatę jak zawsze o tej porze.
Nico nacisnął klamkę i wszedł pierwszy do budynku, a brunet za nim. Znajdowali się w przedsionku więc weszli do salonu.
- Dzień dobry, Chejronie – Powiedział czarnooki.
-Dzień dobry, Nico – Odpowiedział Chejron z nad filiżanki herbaty. Co dziwne nauczyciel łucznictwa był w swojej końskiej postaci.
- Mamy gościa, który straszliwie chce się z tobą zobaczyć – Czarnowłosy odsunął się w bok, tak by centaur mógł zobaczyć bruneta.
    Gdy Chejron zobaczył Mortema, zamarł. Jego oczy przybrały wyraz przerażenia, a zarazem ulgi. Centaur zrobił chyba najbardziej najdziwniejszą rzecz, jaką mógłby zrobić. Ukłonił się przed przybyszem.
-Książę, miło mi cię znów widzieć – Powiedział Chejron, prawie dotykając podłogi nosem.
- Książę?! – Te słowa, same wyrwały się z ust Nica
- Tak, Nico, książę – Odpowiedział centaur, prostując się.
- Chejronie, wiesz że nie lubię jak robi się z tego, Zeus wie co – Powiedział Nick, podchodząc i przytulając się do centaura jak stary druh, który właśnie wrócił z wojny na śmierć i życie.
- Nicholasie widzę, że poznałeś już swojego brata, Nica – Powiedział Chejron, wchodząc do swojego magicznego wózka dla inwalidów, który stał przy ścianie pomieszczenia, w którym się znajdowali.
- Nie rozumiem, jesteś jakimś księciem i znasz Chejrona? – Zapytał oszołomiony Nico.
- Tak, Księciem Podziemia i Zagubionych Duch, nasz ojciec nadał mi ten tytuł po moich narodzinach – Odpowiedział chłopak, bawiąc się swoim kolczykiem. -  Chejrona znam dość długo był moim nauczycielem.
Nico dalej nic nie rozumiał.
- Ok, zacznijmy od początku. Nawet ja tego nie rozumiem – Powiedział Nick siadając w fotelu, czarnowłosy uczynił to samo. – Urodziłem się dokładnie jedenastego czerwca, tysiąc siedemset osiemdziesiątego szóstego roku w Londynie. Gdy Hades się dowiedział o moich narodzinach „zamroził” moją mamę i mnie za razem. Mówił jej, że musi się tak stać, a ona się zgodziła wiedząc kim jest i, że zna przyszłość. Zabrał więc mamę do swojego królestwa, tam czekała ze mną w brzuchu, aż do tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego. Gdy wróciliśmy do życia, mama zaczęła pisać książki na temat mitologii greckiej. Zbiła na tym miliardy dolarów. Gdy się urodziłem, przeprowadziliśmy się z Londynu do Los Angeles. Tam dorastałem, pewnego dnia kiedy miałem cztery lata, odwiedził nas Chejron – Chłopak spojrzał na centaura i obdarzył go uśmiechem, zaraz już wrócił do mówienia. – Uczył mnie greki, łaciny oraz innych języków obcych, walki z potworami oraz jak przetrwać mając tylko zapałkę. W dniu moich dwunastych urodzin, Chejron wraz z mamą powiedzieli mi kim jest mój ojciec, na początku myślałem, że żartują, ale to nie był żart. Wtedy zobaczyłem Chejrona w całej okazałości. Mieszkał u nas jeszcze przez dwa lata ucząc mnie jak zapanować nad moca… mocą daną mi przez ojca, mama w tym czasie pisała kolejne książki. Lecz nadeszła pewna feralna noc.
Nick urwał, spojrzał na centaura, który był wpatrzony w kominek, jakby wspomnienia tej nocy, o której mówił brunet, wracały do głowy centaura.
- Tej nocy, mój dom zaatakowała orszak potworów – Zaczął ponownie chłopak. -Wybiliśmy prawie wszystkich, zostało ich tylko czworo. Kiedy Chejron walczył z jednym, a ja z drugim, trzeci potwór rzucił mi się na plecy, widząc to moja matka zaprzestała walki z czwartym, tak moja mama potrafiła walczyć i to bardzo dobrze jak na śmiertelniczkę. Podbiegła do mnie i wbiła stworowi, który wisiał mi na plecach, sztylet w kręgosłup, lecz zapomniała o jednym. Nigdy nie odwracaj się plecami do wroga. Czwarty potwór… - Nick nie dokończył, po jego pliczku zaczęły spływać łzy. – Gdy to się już skończyło, Chejron kazał mi uciekać. Spakowałem wszystko co się dało. Chciałem by poszedł ze mną lecz on powiedział, że nie może iść, jest to misja, której tylko ja muszę sprostać i tak się rozdzieliliśmy. Wędrowałem przez kraj, aż w końcu ojciec zabrał mnie do Podziemia, mieszkałem tam, aż do teraz – Burzooki skończył opowieść.
    Przez pierwsze minuty nikt, się nie odzywał. Ciszę tę przerwał Nico.
-Przepraszam, że ci nie uwierzyłem, gdy do mnie przyszedłeś. Ojciec mówił mi, że niedługo przybędzie jego dziecko. Przepraszam, no za miecz.
- Nic się nie stało, rozumiem – Nick uśmiechnął się do Nica. – Żółwik na zgodę? – Zapytał brunet wyciągając pięść w stronę swojego brata.
- Żółwik na zgodę – Nico przybił żółwia z bratem, z jego nowym bratem.
- Chejronie wszystko w porządku? – Zapytał Nick patrząc na centaura, który prawie stał w ogniu kominka.
- W najlepszym, chłopcy idźcie już na kolację, zaraz do was dołączę, myślę że Nick musi poznać teren Obozu – Centaur dalej wpatrywał się w ogień kominka. Widać było, ze Nick chciał mu się sprzeciwić, lecz tego nie zrobił.
- To może chodźmy na tą kolację, umieram z głodu – Nicholas wstał. – Do zobaczenia, Chejronie.
- Tak, choć. Ja też jestem głodny. Do zobaczenia – Nico wraz z bratem wyszli z wielkiego domu, zostawiając centaura razem z jego myślami. Herosi zmierzali do pawilonu jadalnego.
    Nico miał nadzieje, że Wil też się pojawi na kolacji. Mylił się, pewnie siedział jeszcze w szpitalu. Nico usiadł przy stole Hadesa, burzooki zrobił to samo. Po wrzuceniu ofiary dla ich ojca, nastolatkowie zaczęli jeść, a przy tym poznając siebie nawzajem. Inni herosi dziwnie się patrzyli na Nicka. Jakby chcieli go przebić włócznią. Brunet widział te spojrzenia, ale za bardzo się nimi nie przejmował. Zajadał się krewetkami i innymi owocami morza. Nico zaś, jadł zupę krem z batatów.
- Czyli ile masz w końcu lat? – Zapytał czarnooki, wkładając łyżkę zupy do ust.
- Ogólnie mam jakieś z trzysta z kawałkiem – Nick zaśmiał się głośno. – Ale, tak na serio mam teraz siedemnaście lat, wiesz w Podziemiu wolniej się starzejesz. Ty pewnie masz z piętnaście, uczuć od ciebie jeszcze resztki, po Piętnie naszego tatusia.
- Czyli, aż tak bardzo śmierdzę, że mój własny brat mi to wypomina – Nastolatkowie zaczęli się głośno śmiać, co było dziwne byli przecież synami boga umarłych. Nicowi  dobrze się rozmawiało z bratem, był taki wyluzowany, nie wstydził się swoich emocji podczas opowieści o swojej mamie. Był bratem, o którym Nico tak marzył. Czarnowłosy spojrzał się w stronę stołu nauczycieli, Chejron siedział tam i patrzył się na chłopców z cieniem uśmiechu na twarzy. Ich wspólną radośc przerwał syn Nemezis, Mike Hostibus.
- Widzę Nicusiu, że znalazłeś sobie nowego pedałka do twoich zabaw, hmm? Twój Solace o tym wie? – Chłopak był niższy od Nica o jakieś dwa centymetry. Miał szare włosy i zielone oczy. Z twarzy był podobny do jakiegoś boksera. Nico nienawidził tego padalca.
- Zamknij się, Hostibus – Rzucił Nico w stronę napastnika.
- Nie zamierzam – Zaśmiał się Mike wylał zupę czarnookiego, na jego głowę. Nico chciał mu coś zrobić, lecz Nick był szybszy.
    Złapał szatyna za koszulę i przybliżył do siebie. W jego oczach malowała się wściekłość.
- Posłuchaj mnie, chłoptasiu. Nikt, rozumiesz nikt, nie będzie obrażał mojego brata w moje obecności, czaisz? – Zapytał brunet. Wszystkie oczy były zwrócone w stronę nastolatków. Mortem zwrócił się teraz do Chejrona. – Chejronie mogę się… zabawić, tak dawno nie walczyłem z innymi herosami? – Nauczyciel łucznictwa uśmiechnął się do swojego dawnego wychowanka. – Oczywiście, książę – Centaur wymawiając te słowa, chciał chyba dać burzookiemu jakąś przewagę, oznajmiając że jest księciem.
- Więc, dobrze. Wyzywam waszych trzynastu najlepszych wojowników do walki  na arenie za dziesięć minut, starczy wam tyle?  - Mówiąc do Nick, odepchnął od siebie Hostibusa. Dzieci Aresa już wstały od swojego stołu, nie zadowolone, że jakiś heros wyzywa je na ich terenie.
- Niby czemu, mamy przyjąć twoje wyzwanie? – Zapytała Clarisse La Rue.
- Czyli rozumiem, że stchórzyliście. Czyżby trzynastu herosów na jednego bezbronnego syna Hadesa, to za dużo jak dla was? – Brunet uderzył w czuły punkt dzieci boga wojny.
- Za dziesięć minut, na arenie – Warknęła Clarisse i wyszła z pawilonu jadalnego wraz ze swoim rodzeństwem.
- Zwariowałeś? – Zapytał Nico, właśnie poznał swojego brata nie chciał go tracić tego samego dnia.
- Nie, nie zwariowałem. Nikt nie będzie cię obrażał, Nico. Jeśli pozwolisz chciałbym poznać twojego ukochanego, jeśli dobrze zrozumiałem, tego szczura – Mówiąc to chłopak wstał od stołu i ruszył na arenę. Skąd on wiedział gdzie się co znajdowało? Nico musiał go się zapytać o to przy najbliższej okazji. Burzooki wszedł na arenę bez zbroi, tylko w swojej czarnej koszulce, czarnowłosy usiadł na trybunach i tak właśnie bracia czekali na bitwę, która miała się odbyć za jakieś dwie minuty.
    Gdy nadszedł czas starcia, cały Obóz Herosów zajął miejsca dla gapiów, zaś wybrana trzynastka weszła na arenę. W jej skład wchodziła: Shurelia , córka Hypnosa, Hostibus od Nemezis,Clarisse oraz piątka jej rodzeństwa, Drew od Afrodyty, Michael od Hefajstosa i trójka dzieci Ateny. Cała trzynastka była odziana w pełną zbroję, jedni trzymali włócznie inni zaś miecze. Nicholas posłał im wredny uśmiech.
- Czym się dzisiaj pobawimy? – Zapytał się Nick swojej skórzanej bransoletki, która znajdowała się na jego prawej rece. Nico zaczął się zastanawiać czy chłopak jest zdrowy na umyśle. – Niech będą, topory, stygijskie żelazo i niebiański spiż – W jego dłoniach pojawiły się dwie sztuki broni, o których mówił przed chwilą. Czarnooki cofnął w myślach swoje oskarżenia.
    Pierwsza wystąpiła Shurelia, uniosła swoją prawą rękę w stronę bruneta. Jej włosy lekko się uniosły i zafalowały. Próbowała do uśpić. Nick uśmiechnął się pod nosem, machnął tylko toporem z czarnego żelaza, a na córkę Hypnosa spadła góra kości. Dziewczyna straciła przytomność. Rozeźlona Clarisse ruszyła wraz z reszta grupy na nowego Obozowicza. Ten machnął tylko toporem z niebiańskiego spiżu… ale nic się nie stało. Po chwili fala wody zmiotła jedenastkę półbogów w stronę lasu. Pozostawiając Clarisse sam na sam z Nickiem. Wszyscy w trybun wstali, robiąc „och” i „ach”. Nica zastanawiało jak on to zrobił?! Mówił, że jest synem Hadesa, a tu nagle takie sztuczki z wodą? O co chodzi? Clarisse była tak oszołomiona, że upuściła swoją elektryczną włócznię. Brunet widząc miny przeciwniczki i reszty obozowiczu, uśmiechnął się od ucha do ucha. Czarnooki spojrzał na Chejrona. Centaur wyglądał jakby burzooki nie zrobił nic nadzwyczajnego. Nick ze sposobności, że La Rue, stoi oszołomiona skrzyżował oba topory, a córka Aresa została zamknięta w klatce z kości. Brunet odwrócił się do widzów i ukłonił się nisko. Nikt nic z tego nie rozumiał, syn Hadesa władający wodą?
- Kim, ty jesteś? – Zapytał, któryś z gapiów.
    Nad głową Nicholasa Mortema, pojawił się symbol. Czaszka z dwoma skrzyżowanymi trójzębami .


~Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał J Wiem że nie było Solangelo, ale chciałem napisać takie coś J Jako, że w następną sobotę będą Mikołajki, szykuję dla was specjalny  rozdział z masą Solangelo J Ten rozdział chciałbym dedykować pewnym herosom, Ani, która użyczyła mi swojej postaci, córki Hypnosa -Shurelii, Karro, którą poznałem dopiero w czwartek, ale i tak uważam, że jest zajebista oraz reszcie herosów z Gdyni i okolic ;) Chciałbym, tez przeprosić za błędy ;-; ~